Chciałam się przedstawic
na nowo. Kobieta Zwykła. Jest to równoznaczne z kobietą posiadającą
kompleksy. Nie będę wyszczególniać, bo lista jest długa i
mogłabym zanudzić, a nie taki mam zamiar. Nie chcę też wyszczególniać, bo ci którzy mnie znają powiedzą “głupia
jesteś” a ci którzy mnie nie znają, pomyślą że jestem potworem.
Z reszta, kogo obchodzą cudze kompleksy? Pochwalę się tylko, że moje
z upływem lat są jakby bledsze i nie rzutują tak na moje obecne
życie jak na przykład 20 lat temu gdy to zaczynałam żyć jako
kobieta. Miałam wówczas kompleksów natury fizycznej ilość
niezliczona, zawsze chodziłam na czarno, w zbyt luźnych swetrach i
nie nosiłam bron boże sukienek czy szpilek. Po zmierzchu czułam
się najpewniej, jak Drakula niemalże, szerząc mój uśmiech jokera
do gwiazd i ciesząc się samotnością. Człowiek posiadający wiele
kompleksów, to człowiek smutny raczej, gdy się upija.. to robi to
na smutno. Ma zazwyczaj dwóch przyjaciół od serca, a reszta to
tylko znajomi na skinienie głowa na odległość.
Wiemy, że kobiety maja przeważnie kompleksy na punkcie wyglądu. Tu możemy wyliczyć: piersi, pupa, talia, nos, uszy, zęby, uda etc...
Jako niegdyś kobieta
szczupła, potem pulchna i wreszcie jakaś umiarkowana mam duże doświadczenie w wizualizacji siebie samej i moich kompleksów na tym
punkcie. Jednym muszę się pochwalić. Nie mam kompleksu niższości.
Już nie.
Według mnie, jest to
najbardziej dolegliwy kompleks i bardzo często spotykany tez u płci
tak zwanej brzydkiej. Z kompleksow natury fizycznej nie łatwo się
wyleczyć, ale jest to możliwe. Nie tylko przez operacje plastyczne.
W błędzie są ci , którzy sadzą, że jeśli podobasz się partnerowi
to już wszystko ok. Bzdura. Mogę podobać się mojemu facetowi, a
sama na siebie nie móc patrzeć i żeby nie wiem ile razy mi
powtarzał że jestem piękna, to i tak mnie nie przekona, dopóki ja
sama siebie tak nie zobaczę. A zobaczyć mogę po dość długim
czasie, albo i wcale. Grunt to szukać lekarstwa na kompleksy, bo one
nam życia nie ułatwiają. Ja osobiście, moje własne, te które
jeszcze posiadam, trzymam głęboko w kieszeni i niech sobie tam
będą. Ze nigdy nie będę modelka? Wiem. A nawet gdybym była
idealnie piękna i tak nie daje mi to gwarancji szczęścia. Z reszta
nic jej nie daje. Kompleksy też bywają motywacją do pracy nad
samym sobą. Dla otyłych motywacja do schudnięcia, dla
chudych okazja do przytycia etc... No, na duży nos nie poradzę żeby
mniej kłamać to większy nie będzie. Na małe piersi też nie ma
wielu sposobów, zajścia w ciąże nie polecam, bo efekt może
być wręcz przeciwny do oczekiwanego, po wykarmieniu pociechy. Na
małego penisa też nie radze przywiązywania ciężarków w nadziei że się wydłuży etc.. Czyli pozostaje nam akceptacja i postrzeganie
siebie jako istoty względnie pospolitej i posiadającej jakiś inny
czar, który nie koniecznie zawiera się w dużych uszach.
Nie ma co pisać rozwiezle
na ten temat. Kompleksy posiada znaczna część ludzkości
(zwłaszcza europejska). Nie wiem czemu Latynosi nie przejmują
się swoim kwadratowym ciałem, wzrostem z metra ciętym i małymi
fujarkami. I jedzą swoje taco i burritos i są weseli i szczęśliwi.
Chinki maja małe piersi i też jakoś nie ma u nich tyle implantów
co w europie (i nie wchodzę tu w kwestie ekonomiczne krajów, co też możne miec swoje odzwierciedlenie). Nie dyskutuje się podobno w
kwestji gustów i urody. Więc kompleksy na tym punkcie są zupełnie
zbyteczne. A jeśli chodzi o kompleksy natury mentalnej, no cóż..
psycholog jest dobrym wyjściem. Nic więcej dodać nie umiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz