wtorek, 25 marca 2014

Kompleksy


Chciałam się przedstawic na nowo. Kobieta Zwykła. Jest to równoznaczne z kobietą posiadającą kompleksy. Nie będę wyszczególniać, bo lista jest długa i mogłabym zanudzić, a nie taki mam zamiar. Nie chcę też wyszczególniać, bo ci którzy mnie znają powiedzą “głupia jesteś” a ci którzy mnie nie znają, pomyślą że jestem potworem. Z reszta, kogo obchodzą cudze kompleksy? Pochwalę się tylko, że moje z upływem lat są jakby bledsze i nie rzutują tak na moje obecne życie jak na przykład 20 lat temu gdy to zaczynałam żyć jako kobieta. Miałam wówczas kompleksów natury fizycznej ilość niezliczona, zawsze chodziłam na czarno, w zbyt luźnych swetrach i nie nosiłam bron boże sukienek czy szpilek. Po zmierzchu czułam się najpewniej, jak Drakula niemalże, szerząc mój uśmiech jokera do gwiazd i ciesząc się samotnością. Człowiek posiadający wiele kompleksów, to człowiek smutny raczej, gdy się upija.. to robi to na smutno. Ma zazwyczaj dwóch przyjaciół od serca, a reszta to tylko znajomi na skinienie głowa na odległość.
Wiemy, że kobiety maja przeważnie kompleksy na punkcie wyglądu. Tu możemy wyliczyć: piersi, pupa, talia, nos, uszy, zęby, uda  etc...
Jako niegdyś kobieta szczupła, potem pulchna i wreszcie jakaś umiarkowana mam duże doświadczenie w wizualizacji siebie samej i moich kompleksów na tym punkcie. Jednym muszę się pochwalić. Nie mam kompleksu niższości. Już nie.
Według mnie, jest to najbardziej dolegliwy kompleks i bardzo często spotykany tez u płci tak zwanej brzydkiej. Z kompleksow natury fizycznej nie łatwo się wyleczyć, ale jest to możliwe. Nie tylko przez operacje plastyczne. W błędzie są ci , którzy sadzą, że jeśli podobasz się partnerowi to już wszystko ok. Bzdura. Mogę podobać się mojemu facetowi, a sama na siebie nie móc patrzeć i żeby nie wiem ile razy mi powtarzał że jestem piękna, to i tak mnie nie przekona, dopóki ja sama siebie tak nie zobaczę. A zobaczyć mogę po dość długim czasie, albo i wcale. Grunt to szukać lekarstwa na kompleksy, bo one nam życia nie ułatwiają. Ja osobiście, moje własne, te które jeszcze posiadam, trzymam głęboko w kieszeni i niech sobie tam będą. Ze nigdy nie będę modelka? Wiem. A nawet gdybym była idealnie piękna i tak nie daje mi to gwarancji szczęścia. Z reszta nic jej nie daje. Kompleksy też bywają motywacją do pracy nad samym sobą. Dla otyłych motywacja do schudnięcia, dla chudych okazja do przytycia etc... No, na duży nos nie poradzę żeby mniej kłamać to większy nie będzie. Na małe piersi też nie ma wielu sposobów, zajścia w ciąże nie polecam, bo efekt może być wręcz przeciwny do oczekiwanego, po wykarmieniu pociechy. Na małego penisa też nie radze przywiązywania ciężarków w nadziei że się wydłuży etc.. Czyli pozostaje nam akceptacja i postrzeganie siebie jako istoty względnie pospolitej i posiadającej jakiś inny czar, który nie koniecznie zawiera się w dużych uszach.
Nie ma co pisać rozwiezle na ten temat. Kompleksy posiada znaczna część ludzkości (zwłaszcza europejska). Nie wiem czemu Latynosi  nie przejmują się swoim kwadratowym ciałem, wzrostem z metra ciętym i małymi fujarkami. I jedzą swoje taco i burritos i są weseli i szczęśliwi. Chinki maja małe piersi i też jakoś nie ma u nich tyle implantów co w europie (i nie wchodzę tu w kwestie ekonomiczne krajów, co też możne miec swoje odzwierciedlenie). Nie dyskutuje się podobno w kwestji gustów i urody. Więc kompleksy na tym punkcie są zupełnie zbyteczne. A jeśli chodzi o kompleksy natury mentalnej, no cóż.. psycholog jest dobrym wyjściem. Nic więcej dodać nie umiem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz