No właśnie... niby czasy
się zmieniły a jednak nie bardzo.
Dawno temu, gdy sex był
tabu i nie było mediów ani nagłośnienia na ten temat, wszystko
wydawało się toczyć tak jak Bóg nakazał (prowizorycznie).
Czyli te które się
ceniły, trzymały cnotę do ślubu. Mężczyźnie nigdy nie
nakazywano trwać w tym stanie aż do ślubu i nikomu to nie zawadzało.
Dziś pomimo tego że
dziewczęta generalnie cnoty pozbywają się czym prędzej, bo do
niczego im nie potrzebna, wielbłądów za nią nie dostają przy
rozdziewiczaniu, a i często faceci unikają cnotek.
No w życiu jak to w
zyciu, są ludzie i ludziska i gusty i guściki. Po to na świecie
jest różnorodność żeby każdy sobie dopasował to co lubi.
Ja prawdę mówiąc ciesze
się ze młodzież “uczy się” życia seksualnego metoda prób, a
nie z książek. Sama mam dzieci i oprócz własnej wartości jaka mi
wpajam, uczę ich tez szacunku do innych. Nie znaczy to jednak, że
będę je trzymać pod kloszem i będę ich namawiać na stale
związki już od pierwszej relacji seksualnej.
Ja sama, od piętnastego
roku życia, żyłam miłością platoniczna przez piec lat ,
wzdychając do tego jednego i czekając na ten gest... I prawdę
mówiąc teraz uważam te 5 lat za stracone. Ale czasu nie cofnę.
Szacunek jakiś do siebie mam , ale nie dlatego że miałam 20 lat jak
“się oddałam” a moje koleżanki jak miały siedemnaście na
przykład. Ale nie o mnie ma być mowa tylko o seksie. Wiec oto moje
małe spostrzeżenia.
Czekasz na tego jedynego.
Nie ważne ile lat. Jesteś romantyczka, a możne tak cie wychowano.
Mniejsza z tym. Nareszcie. Kochacie się z wzajemnością. Bywa tak, że on po paru miesiącach cie zostawi bo w łóżku to totalna klapa
z was, a nie para. Niby seks miał być tylko dopełnieniem związku,
a tu kicha. Dopełnienie jakieś słabe i koniec związku. No w
czasach średniowiecza to mogałbys się zaryczeć na śmierć, albo
bzykać na boku z jakimś pachołkiem, bo rozwodu w tamtych czasach
nie było, choć za ta druga opcje to nieźle byś po dupie dostała.
No mogłabys tez iść do księdza albo znachora w celach
uzdrowienia jak nie duszy to umysłu, bo seksuologa tez nie było. Koleżance się nie wypłakałaś bo nie było ploteczek przy winie,
tylko gadanie o pogodzie przy herbacie. No, teraz czasy o tyle dobre
ze jest i przyjaźń, telefony, psycholodzy, seksuolodzy i inne
instytucje i farmaki które mogą pomoc w takim “miłosnym”
związku. I życzę szczęścia tym którzy się kochają i starają
o przetrwanie.
Są tez przypadki, że milosc
trwa całe zycie, a sex zdycha po dwudziestu latach. I tez reanimowac
go nie ma jak. Zapytacie czemu tak się dzieje? No, na moj babski rozum
(bo psychologiem nie jestem ani doktoratu innego w dziedzinie badan
umysłu ludzkiego nie mam), to ja to widzę tak: bzykaliście tyle
ile mieliście bzykać i tam gdzie było to mniej lub bardziej
dozwolone. Po jakimś czasie i tak rutyna się wkrada. Poza rutyna
zmieniamy się i fizycznie i psychicznie. Zmieniają się nasze
potrzeby i gusta. Nic nie trwa wiecznie. Miłość podobno owszem, ale nie
pożądanie. Jeżeli są ludzie którzy kochają i pożądają cale
życie .. oczywiście do czasu aż ich ciało mi na to pozwoli, to
bardzo się ciesze. Jednak w ogromnej większości tak nie jest. O
tym zbywa komentować. Nadajemy seksowi zbyt duże znaczenie? Ok.
Zgodzę się Ale nie zmienia to faktu ze jest on jednak ważny. Można bez niego żyć? Oczywiście! Bez mięsa też można żyć,
jedząc jakieś kiełki soja na przykład i nie umrzeć z tego
powodu. Masturbować też się można i też nie jest to powodem
zwiększonej śmiertelności u mężczyzn. Tak , u mężczyzn, bo jak
dowodzą badania kobiety żyją dłużej. I z pewnością nie dlatego że pija mniej piwa i uprawiają mniej seksu. No bo wiadomo, że w
wszystko w nadmiarze szkodzi. Ale wracając do tematu...
Myślę, że mężczyźni
myślą, że są dobrzy w te klocki i zaspokajają swoje partnerki od
zawsze, bo przecież one nie narzekają. No... jak byś się poczuł
gdyby ona zaczęła narzekać? No jak byle jaki kochanek! Prawda? I vice-versa. Zaraz będzie burza, że przecież mogła ci powiedzieć co lubi, a
czego nie. No, ale tu właśnie pies pogrzebany. Ona chce żebyś był
jasnowidzem, a ty po prostu myślisz, że ona taka szczęśliwa bo nie
narzeka. Ty dla odmiany powiedziałeś jej co lubisz i ona albo się
stosuje do twoich preferencji, albo nie. Jeśli nie... to kicha, bo
przecież lodzik jest dla ciebie nieodłączny w grze wstępnej, a ona
na przykład go nie robi, bo nie lubi. No cóż, takie życie. W seksie
jak w życiu. Masz wybory. Nikt ci na siłe nic nie każe. Widziały gały co brały! Ale czy
ktoś miał taką opcje 100 lat temu? Nie. A teraz? Teraz też często
skazujemy się na “obowiązek” małżeński. W sumie nic w
tym złego. Nasza "seksualność" potrwa jeszcze parę lat.. ale już
bliżej nam do zawalu, niż dalej. Seks w naszym wieku (40 lat i wiecej) ma już mniejsze
znaczenie niż uczucia. Uczucia maja większe znaczenie niż seks.
Wiemy że można bez seksu żyć, a jakoś tak bez niego pusto jest w
związkach i wciąż szukamy klucza do pełnego szczęścia. No, jak
widać konkluzji żadnej nie wyciągam. Ale przynajmniej się
“wypisałam”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz