czwartek, 2 stycznia 2014

Tylko taki malarz.



Czasem mamy tak poukładane w naszym życiu, że jak coś wybiegnie lekko poza linie którą sobie wyznaczyliśmy to zaraz zaczynamy się zastanawiać nad przyczynami i skutkami.
Nie mowie że zdrowiej jest wegetować i czekać co nam życie przyniesie. Trzeba mieć jakieś kryteria, odnośniki i marzenia do których się dąży. Ale po kolei..
Ja osobiście należę do osób które są raczej impulsywne i nie działają z premedytacja. Nie mam zatem podejścia do życia z planem w reku tylko działam pod wpływem impulsu. Nie wiem czy to dobrze czy nie, wiem że tak nie jest mi nudno. Jestem typem malarza życiowego.. Jak widzę ze komuś smutno to staram się namalować mu uśmiech na twarzy barwami uczuć jakie we mnie drzemią. Uwaga, mam też czarna farbkę, której raczej nie używam... ale jak użyje to bez rozcieńczania.
Wszyscy słyszeliśmy że rutyna zabija. I tak jest nie tylko w miłości, tak jest też w pracy, w autobusie i na torze saneczkowym. Jeśli coś robimy automatycznie.. bo taka jest trasa... to staje się to nudne.
Jeśli w pracy dzień w dzień wykonujemy tą samą czynność i patrzymy na te same twarze dochodzi do tego, że nas to nudzi po czasie. Czasem dobrze jest gdy wredna szefowa wejdzie nam na pazury, gdy możemy się wyżyć na rowerku treningowym za karę. Czasem dobrze gdy na autostradzie coś się dzieje... jakiś kierowca obok ma ochotę na wyścigi.. zamiast jechać te smutne 90 na godzinę. Zaszalejmy. Czasem dobrze jest wypaść z toru saneczkowego tylko po to, żeby poczuć że można zmienić trasę i się nie zabić.
Czasem myślimy, że nasze życie jest satysfakcjonujące gdy nagle pojawi się ktoś na naszej drodze i nagle wszystko wydaje się być blade i bez sensu. Okazuje się że jednak nasza praca w porównaniu z jego to czysta nuda, że ten autobus poranny to stary trup, że tor saneczkowy jest już tak wyjechany że trawa spod niego wystaje, ale tak się do tego przyzwyczailiśmy że nawet tego nie dostrzegamy. I wtedy zastanawiamy się czy to faktycznie tak jest, że nasze życie to takie bezbarwne, rutynowe i nudne, czy to może ta nowa osoba ma na nas taki wpływ? Tak zmienia nam barwy świata sama swoja osoba.
Nie umiem określić... Może i to i to?
Czasem też zdarza się i tak, że właśnie taka nowa osoba ma ze sobą kredki i farbki... i zaczyna malować nam życie i pokazywać prawdziwe barwy i odcienie tego świata, bo nasze odcienie już wyblakły.
Dobrym sposobem byłoby zaszufladkować sobie takiego “malarza” na te gorsze dni. Na dni chandry, smutku i nostalgii.. Nie zawsze sama sobie potrafię namalować serduszko, choć komuś rysuje z łatwością
Problem w tym ze taki “malarz” tez ma uczucia i nie da się zatrzymać go w ukryciu na czas kiedy nam się spodoba.
Chciałabym mieć taki zaczarowany ołówek.. Narysować sobie takiego malarza z każdym razem jak potrzebuje barwy w moim życiu i nie patrzeć na moje wysuszone farbki.
Bo nie łatwo być malarzem samemu sobie..Wydawało by się  że “malarz” to taki ktoś mało ważny.. a jednak, bez niego wszystko takie bezbarwne...



4 komentarze:

  1. Czemu to co piszesz jest takie smutne a zarazem bardzo prawdziwe. Przeczuwam jakieś zmiany w twoim życiu. Bądź szczęśliwa i nie używaj zbyt dużo czarnej farby;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiany czasem sa wskazane :) , a z farba bede ostrozna ;)

      Usuń
    2. Oby na lepsze , szczerze życzę☆;-)

      Usuń
    3. Czasem na lepsze trzeba poczekac.. I najpierw trzeba zmian na gorsze, dotknac dna aby sie odbic :)

      Usuń