czwartek, 3 kwietnia 2014

Kochanek...


No dobrze.
Tak jak obiecałam, dotrzymuje słowa
miałam napisać o tym jak zagryziono mojego kochanka.
Wywlekę tu detale personalne, w tym celu i proszę o wyrozumiałość ze strony czytelnika.
Jak wiadomo , a przynajmniej wiadomo tym mężatkom które są w związku stałym więcej niż 20 lat i nie miały okazji do wielu figli... życie z jednym mężczyzną możn stać się nieco rutynowe (nie mowie że nudne). W zależności od kobiety jaką się jest, oczekuje więcej albo mniej. Ja chcąc urozmaicić sobie życie seksualne postawowiłam “dorobić się” kochanka.
Kochanek zazwyczaj powinien pozostać w tajemnicą , bo tak jest ciekawiej i pikantniej i najlepiej trzymać go w szafie albo pod łóżkiem, to znaczy tam gdzie mąż nigdy nie zagląda. No i wszystko było by ok, gdyby nie to, że mam dwoje dzieci, z których jedno dokopało się do mojego kochanka, który to właśnie spoczywał sobie spokojnie w szufladzie z moja bielizną. No zapytać by można “ a co dzieci szukały w szufladzie”. Moja wina, moja bardzo wielka wina, bo kazałam posegregować i poukładać bieliznę każdego z domowników w przeznaczonym do tego miejscu. Nie przyszło mi do głowy, że synek będzie tam przewalał wszystko co już poukładałam i nagle pojawił się przede mną z moim żelowym kochankiem w reku wymachując nim niczym szabelka , która wesoło bujała się w przód i w tył i na boki..
Oczywiście pierwsze pytanie jakie padło to;
-mama, co to jest? Juhu.. fajne takie... ding dong, ding , dong...heh ehe
-ej., schowaj to - odrzekłam zupełnie naturalnie - to jest pod choinkę dla psa, bo Mikołaj nigdy mu nic nie przynosi Ale cisza....ciiiiii,  siostrze ani mru mru, wiesz że ona wciąż wierzy w Swiętego Mikołaja
-ok mama, nie ma problemu. Ale zobacz jak pies patrzy! Mogę mu dać teraz? No do świąt dwa dni... mama! No... mama. No... proszę, no popatrz jak on patrzy... Mac., Mac... zobacz, zabaweczka... No mama... mogę mu dać?
-no daj...- odrzekłam ze złamanym sercem.
Jechałam po niego do centrum, wydalam dużo więcej niż kosztuje psia zabawka, ale kurcze..., nic mi do głowy innego nie przyszło jak tylko taka odpowiedz.
Dziecko zadowolone rzucało psu jego “zabawkę” a mnie ściskało z żalu za każdym razem jak pies zaciskał szczękę na moim różowym silikonowym kochanku.
Jak mąż wszedł do domu z pracy i zobaczył co mu się pod nogami wala, to prawie padł na zawał. Po dwóch dniach kazał mi “to” wyrzucić, bo nie mógł patrzeć na dowód zdrady, tak naoczny i na dodatek obśliniany przez nasza zwierzynę i wyrzucany z zazdrości to w górę to w dół.
Wiec drogie panie i panowie.
Kochanek zagryziony został dwa lata temu. Od tamtej pory nie chcę innego.
Czy o nim zapomnę? Chyba nie. Spędziliśmy razem piękne chwile. Nigdy nie pytał ile mam lat, co słychać w domu., nie patrzył (bo oczu nie miał) na moje niedoskonałości, a ja po prostu perfidnie go wykorzystywałam bez skrupułów.
Czy jest z tego jakiś morał? Jest. Nawet dwa.
Pierwszy to : kochanka trzeba ukrywać dobrze.
Drugi to: korzystać z niego w każdej chwili, bo zdemaskowany może zostać w najmniej oczekiwanym momencie.

2 komentarze:

  1. I trzecie to: Jak się ma dzieci i zwierzęta to kochanka należy trzymać poza domem ;) hahaa Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń