Wiem, że nie mogę
zdradzić mojego marzenia (bo podobno się nie spełni, a ja
przesądna wcale nie jestem), ale mam taki mały plan w języku nie
ojczystym, który nosi tytuł “Un dia mas” co znaczy „Kolejny
dzień”.
Każdy z nas ma przecież
kolejny dzień, przed sobą lub za sobą..
Ja dziś miałam dzień
raczej zabawny, tak jak i wszystkie dni ujęte w moim projekcie
“kolejny dzień” , bo chce sprawić żeby czytelnik się śmiał
do książki ,a nawet płakał czasem jeśli musi.. ale zawsze i
tylko ze śmiechu.
Dziś jak co dzień
wstałam za dziesięć siódma,. Mam zawsze godzinę do wyjścia,
wiec pije kawę..którą to dziś wylałam sobie na dekolt na dobry
początek. Następnie pod prysznicem zaciełam się na nodze. Krew
się lała jak z zarzynanej świni i zanim wyszłam do pracy, wciąż
ciekło mi po kostce. Takie głupie dzienne golenie! Facetowi raz na
tydzień się nie chce, a ja tu jadę maszynka dzień w dzień i nie
marudzę. No oczywiście nie miałam się w co ubrać i długo
myślałam przed szafą, grzejąc w tym czasie dzieciom mleko do
chrupek śniadaniowych. Mleko się z nudów zagotowało w mikrofali i
wykipiało. No, musiałam pozmywać i oczywiście wciąż nie miałam
się w co ubrać. Te 2 kilo po świętach wciąż się trzymają na
brzuszku i uparcie twierdza że im tam dobrze. Wyszłam za późno, w
za ciasnej sukience i postanowiłam podbiegać kulturalnie jak
spłoszona perliczka na każdym przejściu dla pieszych. Dodać
muszę, że mam prawie 4 km w jedna stronę wiec mam sporo
podbiegania. Problem w tym, że spadały mi majtki przy każdym
truchcie i głupio wyglądałam podciągając je do góry wraz z
przymaławą sukienką.
Do pracy spóźniłam się
tylko pięć minut, ale nikt nie zauważył. Rzuciłam plecak w
kanciapie, zamknęłam drzwi za sobą i słyszę że ta moja zezowata
recepcjonistka (od zeza rozbieżnego) Laura , wola mnie gdzieś z
oddali. Ponieważ siłownia ma 800 metrów kwadratowych obleciałam
całą siłownię krzycząc “gdzie jesteś?”, po to żeby odkryć,
że ja zamknęłam w kanciapie bez światła i dobrze że miała
telefon przy sobie i wpadła na to, żeby do mnie zadzwonić. A
dzwoniła wprost do mojego telefonu, który był w plecaku, który to
właśnie porzuciłam w tej samej kanciapie w której ją uwięziłam.
Skończyło się dobrze. Ja płakałam ze śmiechu, a ona tymi
wielkimi rozbieżnymi oczami patrzyła na mnie zwijającą się ze
śmiechu, i wcale jej do śmiechu nie było ( niektórzy nie maja
poczucia humoru). Potem napadła mnie mucha. Taka wielka tłusta i
ociężała. Usiadła mi la łokciu i nie chciała odlecieć. Jak ją
trzepnęłam, to spadła klientce przed sam nos. która trenowała
rozciąganie na podłodze (nie mucha trenowała leżąc na podlone,
tylko klientka.. bo mucha już ledwo zipała po moim trzepnięciu).
No oczywiście musiałam jej zwłoki usunąć po owym zajściu (nie
zwłoki klientki , choć ona wyglądała na bardziej martwą niż owa
mucha ). Obrzydlistwo. Wszystkie dwie one leżące.
No do domku domaszerowalam
w majtkach które wciąż opadały i zaraz po przekroczeniu progu
byłam najszczęśliwszą kobietą w za małej sukience na świecie,
bo mogłam wszystko z siebie zrzucić i oddać się temu co lubię
najbardziej.
A co kobiety zwykle lubią
najbardziej? Nie zdradzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz