Dzieci na wakacjach
Wydawałoby się, że jako
matka powinnam tęsknić, a ja już pierwszego dnia rzuciłam, się na
generalne porządki. Pomyte okna, poprane firanki, pozmieniane
pościele, poprane poduszki...
obiad ugotowany, na stole
czysto, kaloryfery jakby znów wybielały, w płytkach można się
przeglądać.... Ach, takie tam kobiece westchnienia w kierunku
czystości i świeżego zapachu. Żadnych poprzyklejanych resztek
jedzenia w kuchni na blacie ani na drzwiach lodówki.
Nawet pies nie pluł
specjalnie po podłodze, żebym mogła nacieszyć się czystością
choć jedno popołudnie.
Wizyta w bibliotece na
spokojnie, bez pośpiechu, zaproszenie na grilla w babskim
towarzystwie przyjęte. Nikt się nogi nie czepia i nie jojczy, nie
prosi o uwagę w towarzystwie. Najadłam się, napiłam, jako
taksówkarz nie musiałam robić. Tam gdzie padłam tam spałam nie
zważając na to, czy inni umyli zęby przed spaniem czy nie. Nawet raz poszłam z mężem do kina na nocny seans, gdzie On uciął sobie drzemkę. Film pełen akcji, strzelania, robotów i mechanicznych dinozaurów, a jak się okazuje spać można wszędzie i na wszystkim. Dwa razy w tym roku w kinie i taki sam efekt. No, ale nie o tym mowa.
Ależ
ja jestem wyrodna matka myślę sobie dziś. Ale z drugiej strony
kiedy rodzice maja wakacje? Przecież nie wtedy gdy biorą urlop w
pracy, ale właśnie wtedy, gdy dzieci są z dziadkami, albo wujkami.
W moim przypadku jest to dość rzadkie, wiec postaram się cieszyć
póki mogę. Jeden mankament ma ta sytuacja..a mianowicie nie mam
inspiracji. Jest tak cicho i spokojnie , że nawet moje myśli
odpoczywają. No może nie do końca bo więcej czytam niż piszę, a
to doprowadza mnie do pewnych refleksji
Otóż dochodzę do
wniosku, że nie wierzę w miłość. Ani od pierwszego wejrzenia , ani
od ostatniego. Generalnie nie lubię pisać o miłości bo sama o
niej wiem nie wiele. A jeśli o czymś nie wiem, to po prostu staram
się nie udzielać w temacie. Nie mniej powiem czemu w nią nie
wierzę.
Myślę, że żeby móc powiedzieć coś o tak zwanej prawdziwej
miłości musimy się zestarzeć. Przeżyć całe życie i wówczas z
tych wszystkich "zauroczeń" powiedzieć sobie, które było miłością.
Człowiek nastoletni zauracza się myśląc, że to miłość. Ok.My już wiemy. Jest
młody, głupi. Pozna za parę lat kogoś innego i znów myśli, że to
miłość. Po następnych trzech latach zdaje sobie sprawę, że już
nie jest zakochany, bo ktoś inny podbił mu serducho. Po następnych
kilku lub kilkunastu latach z ta osobą, zastanawia się co on widział
w tym drugim człowieku? Nie dość, że te piękne oczy straciły
blask to jeszcze nie maja wspólnego tematu. Żyją bardziej obok
siebie niż z sobą. I nagle okazuje się, że ma 40 lat, a o tak zwanej
prawdziwej miłości nic jeszcze nie wie. Najczęściej ludzie którzy
mówią, że poznali prawdziwa miłość mówią o miłości
niespełnionej. Bo gdyby się spełniła, kto wie po jakim czasie
przeszłaby w rutynę, codzienność, a możne i skończyłaby się
małżeństwem ,ale czy na cale życie?
Nie wiem czy człowiek
jest stworzony do monogamii. Chyba lepiej się nad tym nie
zastanawiać. Znam kilka osób które twierdza z całym przekonaniem że tak. W tej chwili maja po trzydzieści parę lat. Zapytam ich za
kilkanaście jak dożyjemy, czy nie zmienili zdania. Oczywiście
proszę nie zrozumieć, że namawiam do skakania z kwiatka na kwiatek.
Mówię tylko, że obiecanie miłości komuś do końca życia jest bez
sensu. Po latach człowiek jest z kimś tylko dlatego że obiecał. Że
poczuwa się do odpowiedzialności dotrzymania danego słowa. A na
dłuższa metę to ani siebie, ani drugiej osoby nie uszczęśliwi.
A
czy życie jest po to żeby być szczęśliwym? Nie wiem. Może jest
tylko po to żeby je przeżyć? Kto to wie. Wyznawcy konkretnych
religii mają na to odpowiedz.
Na tym zakończę moje skromne refleksje. Jeśli ktoś to przeczytał to znaczy że nudził się bardziej niż ja, ale i tak dziękuję.
Milej końcówki wakacji
wszystkim życzę. Jak najmniej rozterek, jak najwięcej uśmiechu i
regeneracji bateryjek życiowych.
Ja
Kobieta Zwykła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz