Natchnienie
trafiło
po
przeczytaniu:
„Będzie
trzech mężczyzn, którzy zmienią twoje życie.
Twój
ojciec, od
którego nauczysz się dzielenia uczuć między kobietą i mężczyzną.
Twój
syn, który
będzie obrazem twoich uprzedzeń i miłości do mężczyzn
Oraz ten,
który cię najbardziej skrzywdził. Ten, który cię wykorzystał,
zeszmacił i porzucił.
„
Oczywiście
się z tym nie zgodzę, stad i natchnienie, bo jeśli się nie zgodzę
to mam o czym pisać. Gdybym się zgadzała to skinęłabym głową,
nic bym nie dodała i po temacie.
No
wiec wypatroszę się tu troszkę z mojej przeszłości. Nie lubię
do niej wracać, ale jakoś uzasadnić moje podejście muszę do owej
teorii, którą tu zaraz obalę.
Proszę
zatem o wybaczenie, że wywlekam tu moje życie, które przecież
nikogo obchodzić nie musi, ale to wypatroszenie się jest tu uzasadnione. Macie zapięte pasy? Luźny umysł? To jedzemy!
Mężczyźni
w moim życiu nie byli ani wzorcem ani nie wywoływali u mnie zbyt
wielu uczuć (patrząc teraz z perspektywy czasu), ani pozytywnych, ani negatywnych.
Pochodzę
z rodziny gdzie generalnie facet był od rozmnażania, picia bicia i
kończyło się rozwodem już od czasów mojej babci. Dzieci mojej
babci też tak miały i chyba ja jedyna po tej linii uchowałam się
bez rozwodów, awantur, bicia picia i innych dramatów. A dlaczego?
Zacznę
od mojej matki, która powinna być moim autorytetem, a też nim nie
jest. Pomimo jej licznych mężów i kochanków, starała się być
dla mnie i matka i ojcem w jednej osobie, bo nikt z osobników płci
męskiej przy niej miejsca nie zagrzewał, a możne było odwrotnie?
Nie wiem, nie będę oceniać życia mojej matki. To przecież było
jej życie, a ja byłam tylko bagażem który z nią podróżował. Mogę jej jedynie podziękować, że dała mi to co miała i nauczyła kochać bliżniego i zwierzęta.
Przez
pierwsze 16 lat życia 8 razy zmieniałam z nią miejsce zamieszkania
z miasta do miasta. Nie miałam nawet czasu na zawarcie przyjaźni,
bo zaraz była zmiana szkoły i wszystkiego. Ma to swoje plusy,
poznajesz ludzi , miejsca , ale może stąd wynika mój brak
przywiązywania się do czegokolwiek i kogokolwiek. Patrzę jednak
przez pryzmat czasu, jak kształtowała się moja osobowość i nie
widzę tam mężczyzn jako przedstawicieli jakiejś formy uczuć. Nie
miałam ojca do którego mogłabym się przytulic, który byłby
ojcem. Stąd chyba zawsze stawiałam na to, że faceci nie są od
przytulania i wyższej formy uczuć. Nie znaczy to, że nie widziałam jak moje koleżanki mały
ojców kochających, którzy okrywali je kocem , kupowali lizaki i
chronili je przed pierwszym spotkaniem z chłopakiem. Poznałam też ojców z tej drugiej strony, gdy jako trzynastolatka zostałam przez
jednego osaczona seksualnie. A wspomnę przy tym, że pierwszy raz uciekałam w
popłochu przed pedofilem w wieku lat 6. Takie tam przygody... nie ma
co się teraz rozczulać. Wracam do tematu.
Mnie
nikt nie uczył, kim jest mężczyzna w życiu kobiety lub kim powinien być. Dopiero z wiekiem sama
dostrzegłam ile facet nosi w sobie uczuć i pomimo przejść z
dzieciństwa stawiam go na tym samym poziomie co kobieta. Tu nie ma, że ja lepsza czy gorsza. Różnimy się w wielu kwestiach, ale
człowiek jest tylko człowiekiem, czy to ona, czy to on.
Do
czego zmierzam. Chcę nawiązać do tematu... że Ojciec nie zawsze jest
ojcem, nie zawsze ma ci co pokazać i czego nauczyć. Uczymy się
raczej sami..przynajmniej w sytuacji podobnej do mojej, a wiem, że wielu przeszło podobne doświadczenia. Znam teraz wiele matek
samotnie wychowujących dzieci. Są kobietami silnymi. Dostają od
dzieci laurkę na dzień matki i na dzień ojca. Są one jedynym
źródłem miłości jakie to dziecko zna.
Jeśli
chodzi o syna, to mam. Jest mieszanką mnie i swojego ojca i nie
narzucam mu niczego. Nie wiem czy jego ojciec go nauczy
miłości do kobiet czy nie. Ja jestem matką która kocha, pieści,
całuje i wrzaśnie jak potrzeba. To ja chciałam syna i nie wiedziałam
wtedy jaki to obowiązek dać komuś życie i wpoić w niego pewne
podstawowe wartości życiowe. Ale to on sam dokona wyborów i sam
nauczy się kim jest dla niego człowiek (kobieta i mężczyzna). Mam
też córkę która właśnie dziś kończy 10 lat. To jest córeczka tatusia i
nie znudzą jej się jego kolana i pocałunki.
Jeśli
chodzi o tego trzeciego, który rzekomo ma kobietę skrzywdzić i
potraktować jak szmatę. Nie miałam tego pecha. Napatrzyłam się
wystarczająco w życiu, żeby na takiego nie trafić. Nigdy też nie
straciłam głowy dla mężczyzny. Pewnie też ze względu na te moje
obserwacje z dzieciństwa. Może dlatego nie wierze w tą miłość
szaleńczą, namiętną, taką która odbiera kobiecie zmysły i
pozwala się traktować tak a nie inaczej “bo ona go przecież
kocha”.
Znam
kobiety które przeszły wiele w życiu. Jedne szukają miłości,
inne tylko seksu unikając uczucia.. Każda ma swoje powody i swoje
potrzeby. Psychologiem nie jestem więc nie będę się tu mądrzyć, skąd to wynika i gdzie jest powód...
Zawsze
będę płakała na filmach miłosnych. Zawsze będę tęskniła za
czymś nieokreślonym.
A
przecież jestem dorosłą kobieta. Rozkochałam w sobie kogoś 20
lat temu i do dziś jest ze mną. Czyli pomimo wszystkiego wyrosłam na kogoś kto jest czegoś wart.
Jest
taki cytat “Musisz
być odpowiedzialny za to co oswoiłeś” i mnie właśnie to
pokazało życie, a nie jakiś trzech facetów.
Tych
których zanudzam proszę o wybaczenie. Tych którzy mi współczują
proszę o zredukowanie
współczucia. Tych którzy czekają na następny wpis … zapewniam
ze będzie weselszy od tego.
Pozdrawiam
Ja
Kobieta
Zwykła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz