Jestem kobietą o poglądach troszkę odbiegajacych od feministycznych i coraz częściej spotykam się z pytaniem do czego mi facet.
No otóż właśnie o to chodzi, że właściwie na niewiele się on zdaje. Czasem się
przyda do czegoś, ale i bez niego obejść się można. Wiec niech
sobie płeć brzydka nie pochlebia, jeśli nie ma wiele do
zaoferowania prócz dodatkowej pensji lub innych dóbr materialnych,
które mnie akurat nie imponują . Oczywiście do rozmnażania się jak
najbardziej są potrzebni...choć też nie wiadomo jak długo
jeszcze, przy dzisiejszej technologii. Resztę ja jako kobieta sama
potrafię zrobić, urodzić to pikuś. Z wychowaniem trochę pod
górkę... ale radę sobie potrafimy dać ja i mnie podobne.
Jakoś wydaje mi się że
na męża nigdy specjalnie wiele nie narzekałam i powiem czemu. Nie
dlatego że to idealny mąż, kochanek, przyjaciel etc... O tym że
znam kobiety które nie meczą się ciągłym gderaniem, proszeniem o
każda pomoc w domu, już pisałam we wcześniejszych wpisach, więc
nie nie będę się powtarzać. Narzekaniem niczego nie poprawiamy
ani nie rozwiązujemy. Więc akurat w moim życiu postanowiłam zdać
się sama na siebie. Czy to dobre czy złe to wiedzą psycholodzy i
terapeuci od zaburzeń umysłowych oraz seksualnych z pewnością
też. Ważne że maja dyplom, a jeśli go nie maja to w internecie
dużo czytali. I czy mi z tym źle? Teraz już nie. Kiedyś było mi
ciężko, bo praca, przedszkole z jednym, żłobek z drugim...
nieprzespane noce utrzymanie domu w jako takim ładzie i spełnienie
obowiązków było dość męczące, ale wtedy o tym nie myślałam i
dotarłam tu gdzie jestem. Potrafiłam się ogarnąć i dzieciaki i
pracę i mieć czas na kawę u koleżanki i wspólny wyskok do parku
z całą ferajna. Kobieta która sobie flaki wypruwa nie musi być
męczennica. Ja pokazałam głównie sobie, że mnie stać na
wszystko bez niczyjej pomocy. Jestem dumna ze swojej niezależności
i ciesze się, że mam równie ogarnięte koleżanki w moim
otoczeniu.
Żal mi kobiet które
uzależnione są od mężczyzn nie tyle finansowo co przez swoja
niezaradność życiową. No ale nie mnie osądzać co komu służy w
życiu.
No więc tu nasuwa się
pytanie: do czego takiej kobiecie mężczyzna? Odpowiem tak. To jemu
jest taka kobieta potrzebna i ona często tkwi przy nim , bo ma
poczucie obowiązku i czuje się odpowiedzialna za to, że jest
czyimś całym światem. I takich związków jest więcej niż mniej.
Tutaj chce złożyć hołd wszystkim samotnym, którzy są sami i to
z rożnych przyczyn i ciągną wszystko pod górkę bez tej drugiej
połowy. Wracając do tematu. Taka kobieta może odejść od tego
mężczyzny w każdej chwili jeśli będzie uważała to za słuszne
i zniknie najpierw z jego życia, a następnie z jego snów. Być
może po to, by ktoś inny mógł przestać o niej śnic i by stalą
się jego rzeczywistością.
Przyznaję się do
wielkiej wady, jaka jest brak cierpliwości... ale poza nią choć
mam wiele innych defektów, uważam...że pomimo biegania ze szpachlą
po domu, jest we mnie sporo pierwiastka kobiecego, co też napawa
mnie dumą.
No tak. Do przytulania i pocieszania ktoś podpowie. Aj tam. Zawsze ktoś ulicą smutny idzie można się przytulić i tym samym kogoś pocieszyć..haha. No i nimfomanki zaprotestują..że do seksu. No też można polemizować. Nie zawsze seks jest udany, z czasem powszednieje, znana rutyna i jakiś rodzaj jałowatości też wkraść się może. Jak kobietę tyłek parzy, to ona sobie poradzi i bez męża i bez kochanka i bez innych oddychajacych typu męskiego. No ale to też było na innych wpisach.
Życzę nie
tylko kobietom ale i mężczyznom, by przełamywali stereotypy co
komu wypada i z czym mu do twarzy. Facet ze zmywakiem w reku (jeśli
umie się nim posłużyć) może być bardziej atrakcyjny niż macho
z młotem pneumatycznym na ulicy. Tak samo jak kobieta boso i z
wiertarka w dłoni (jeśli umie nią szkód nie narobić), może być
bardziej kobieca niż Naomi Campbell na wybiegu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz