czwartek, 30 października 2014

Wtopa - czyli nic takiego się nie stało cz. III


Dziś przedstawię nie moje wtopy, a mojej mamy i babci. Bo przecież po kimś ten talent odziedziczyłam.

Podczas wizyty u mamy, ta ciągnie mnie do kuchni.
-No zobacz, zobacz! - pokazuje mi wgniecione drzwi lodówki. - no zobacz co on zrobił!
-Kto?
-No mój mąż.
-A co się stało?
-No wszedł na drabinę żeby jarzeniówkę wymienić i spadł na łeb z tej drabiny
-I to drabina tak gruchnęła o ta lodówkę ?
-Gdzie drabina, on gruchnął. Lece jak wariat bo myślałam ze się zabił , a on mówi ze to nie on zrobił, że przecież jemu nic nie jest. To kto mowie, no kto? Pies z rozbiegu walnął głową? A ten guz wyrósł właścicielowi na czole! Jak teraz wygląda, no jak??
-No nie wiem, przecież go nie widziałam
-Nie on mowie! Lodówka. No skoro mówi ze jemu nic nie jest to trudno, ale lodówce się stało.

***
* Ciąg dalszy wypadków u mamy
Jadę do niej i uprzedzam że jadę z niedużym wyprzedzeniem, żeby tam nie biegała jak kot z pęcherzem ze ścierką i nie gotowała jak dla armii zanim przestąpię jej progi z moją ekipą rodzinno-zwierzęcą
Już od wejścia krzyczy:
-No i nie będziecie mogli brać prysznica na stojąco. No w kucki teraz w wannie prysznic.
-Nic nie szkodzi. A co się stało?
-Kazałam mu się wykąpać zanim przyjedziecie, i chyba się zdenerwował, bo wyrżnął w tej wannie i zamiast się łapać powietrza, to się zasłonek złapał! No i wydarł z korzeniami, No patrz, patrz!-ciągnie mnie za rękę do łazienki.
-Oj tam. Naprawi. A jemu nic się nie stało?- pytam
-No ma siniaka na garbie , ale mówi, że nic mu się nie stało. Ja nie wiem co za człowiek? On się na nic nie skarży. Gęba mu spuchła od zęba, jeść nie może, a mówi, że go nie boli. Co za człowiek z niego... Acha, no i nie masz kontaktu w tym pokoju. Kable przepalił, bo kazałam mu telewizor tu zainstalować, żebyście mogli tu sobie w łóżeczku oglądać. No i teraz gniazdka nie ma żadnego co działa. No poprosić go o coś. No wszystko zepsuje. Co za człowiek. A widziałaś jak mi blat marmurowy założył w kuchni? No patrz!
Patrze i widzę wykończenie jakby z falbankami. 
- A to czemu ma takie ząbki na końcu?
-No bo ten blat był za długi, ale on się uparł że go sam utnie. Przecież on nie ma do tego narzędzi. To twarde jest. To on wiertarką ucinał! Dziurkę przy dziurce wiercił. Chyba z osiem wiertel spalił. No ale zrobił? Zrobił. A jaki dumny z siebie...

Takie małe wypadki w domu mojej mamy są na porządku dziennym. Dziw że do emerytury dożyli bez większych obrażeń.
***

U mojej babci była z wizytą moja siostra cioteczna z wielkiego miasta Chicago.
Babcia jak to babcia. 93 lata, robiła co mogła żeby wnuczce dogodzić. Ale po kilku tygodniach dzwoni do mnie sobie popsioczyć:
-A ty wiesz Mona, że kluski na parze jej robiłam. No one muszą w cieple rosnąc, to ona mi okno w kuchni otwierała bo jej gorąco! No i te kluseczki opadły zupełnie i sama musiałam zjeść. A chlebka polskiego i bułeczek też nie jadła bo to tuczy. A kluseczek ze skwarkami też nie jadła bo to na tłuszczu. No i jej powiedziałam „Słuchaj Darling, jak nie chcesz to nie jedz. Idź sobie kup co chcesz i na mnie nie patrz”. No i ona poszła. No ale nie mówiła gdzie i o której będzie. No i już dziesiąta w nocy a tej nie ma. No myślę pewnie ktoś jej w czapę dał za rogiem, bo u nas to przecież nie ciężko o napad. Zadzwoniłam więc na policję i mówię, że wnuczka ze stanów była u mnie, poszła i jej jeszcze nie ma. No i policjant mówi a o której wyszła? Mówię, że około siedemnastej. A on mówi, że po dobie dopiero mogę zgłosić. No, ale ja przecież nie mogę się tak denerwować i mówię uprzejmie, że ona po polsku mało mówi. No i ten policjant się pyta a ile wnuczka ma lat? No i skłamałam mu! Powiedziałam że ma czterdzieści. A ona przecież ma już pięćdziesiąt..no ale co to ma do rzeczy tak właściwie. No i tylko odłożyłam słuchawkę i ona przyszła. I jechało od niej gorzałką. No i mówię: „Ty piłaś wódkę”? A ona mówi: „Babsssiu tiiilko wiino”. No mówię ci Mona. Ja już, więcej wnuków nie chcę u mnie. Tylko nerwy sobie psuję. No, a ty kiedy przyjedziesz?

Po tym wszystkim najbardziej szkoda mi było tych klusek na parze. Ja bym tam się pociła w ciszy. Bo takich klusek jak babcia to nikt nie robi.

I tym miłym pachnącym latem wspomnieniem, pożegnam się z Państwem, do następnego, mam nadzieje bardziej poważnego wpisu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz