wtorek, 18 listopada 2014

Myślę więc jestem...tylko po co?


Ostatnio dopadły mnie rożne refleksje i wiem, że nie ma co się rozczulać ani nad sobą ani nad innymi. I staram się zachować zimną krew, ale tak właściwie, to takie zachowanie raczej jest następstwem presji jaką wywołuje na nas otoczenie, albo raczej chęć dopasowania się do jego struktury.
Często mam wrażenie, że życie nie ma sensu. I chyba nie jestem w tym odosobniona. Kto i po co stworzył ten świat? Jeśli rzeczywiście to Bóg, to w jakim celu? Jak On strasznie musiał się nudzić, żeby stworzyć to wszystko i dać nam życie w którym nie widzimy sensu, a żyjemy i cierpimy tylko po to, żeby umrzeć, a następnie żyć wiecznie po śmierci! Im więcej cierpisz tym pewniejsze masz miejsce w niebie. Co za okrucieństwo ze strony Stwórcy... tego czy innego. Wciąż twierdzę, że jesteśmy niewypałami bożymi, albo odpadkami Marsjan. Wysłali nas na ziemię żeby się nas pozbyć i wpadają tu od czasu do czasu z wizytą goląc nam pola i rysując hieroglify na ścinach jaskiń. Patrzą jak ewolucja idzie do przodu i śmieją się z nas, że nigdy nie będziemy na ich poziomie.
I żyje taki mały człowiek i myśli że musi dorosnąć, związać się z kimś, bo tak przecież robią „normalni” ludzie, zakładają rodziny, walczą o przeżycie, cieszą się z tygodnia wolnego, gdzie tak właściwie nie mają wolnego tylko biorą się za załatwianie zaległych spraw. I tkwią w związkach po kilkadziesiąt lat, bez miłości , bez szacunku...Ale tak przecież obiecali i tak Bóg kazał.
A tymczasem ja mam inne podejście do życia, do obowiązków małżeńskich..do tego co mnie otacza. To zwyczajnie jest męczące...nudne. To ciągłe tłumaczenie komuś, sobie.. Albo wysłuchiwanie czyichś wyjaśnień. Czasem nie ma co ratować, nie warto... To wieczne szarpanie się, bo warto... bo trzeba spróbować, bo następna szansa... Obietnice jej , jego... Dajesz sobie następne lata na rozmowy... I nawet nie wiesz, czy ma ulubione danie. A nawet jeśli ma, to wcale cię to już nie interesuje. Pewnie są to zwykłe pierogi albo gołąbki.. odmrukujesz tylko zwykłym aha. I nawet jeśli myślisz, że wiecie już o sobie wszystko, to i tak nie gwarantuje ci to niczego... W życiu na nic nie ma gwarancji.. 
Uciekam często w świat literatury. I czasem leżę i myślę..Przecież ktoś to pisał..ktoś to czuł , ktoś to przeżył..
Czy to ja jestem jakaś niewrażliwa? Czytam te piękne poezje i chwyta mnie za serce za duszę... i dusi w gardle przez krótką chwilę, Potem odwracam głowę od wersów i już mi wszystko przeszło. Tak nagle! Dwa światy. A w obydwu człowiek odnajduje się tylko na chwilę...Tylko przez chwilę się utożsamia..
Zazdroszczę czasem tym mamusiom z niemowlakami, które żyją tylko w jednym świecie. Nic poza dzieckiem nie widza i są takie szczęśliwe. Też kiedyś taka byłam. To tam poznałam tę miłość, która nie zawodzi...nie rozczarowuje...
Może ja mam jakieś genetycznie wypaczone podejście do życia? Ojciec mojego ojca powiesił się przez kobietę. Ileż w nim musiało być rozczarowania. Kto tu zgrzeszył bardziej? Samobójca czy jego przyczyna? Przykro, że rozczarował tym swoją żonę i dzieci. Życie - wydaje nam się ciężkie, zawijamy manele albo się zabijamy... a zostawiamy za sobą kogoś, komu spierdoliliśmy nie tylko dzień, ale lata całe. Ile pokut trzeba, by odkupić winy? Nawet ci którzy wierzą w karmę... Kto decyduje co jest większa a co mniejszą krzywdą. Ile dobra trzeba uczynić za jedna krzywdę? Jakie są proporcje 1:1? I takie i wiele innych pytań nasuwa mi się dziesiątki. I nawet nie wysilam się na szukanie odpowiedzi. Naczytałam się tyle mądrych książek o potędze podświadomości o religiach o cudach tego świata... i na co mi to?
Może u mnie to nie jest normalne... tak żyć po trochu ..trochę w książce, trochę w życiu. Czemu nikt nie pisze już zabawnie?
Przecież potrafię się śmiać.
Tylko nie dziś
Nie teraz... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz