Niedziela 14 grudzień, Czyli dzień jak co dzień.
Budzi mnie uporczywe mlaskanie koło
łózka. Patrzę pies leży i oblizuje namiętnie swoja wielką
mordę. Jezu! Zrywam się. Kot się zerwał też bo spoczywał na
moich plecach. Najpierw podrapał mi plecy potem wskoczył na
firankę, zerwała się firanka na kota , kot spadł z tym na pasa, a
ja lecę do kuchni jak poparzona bo przecież zostawiłam tam kotlety
na wierzchu! W kuchni zastałam pusty talerzyk, świecący
czystością. Biorę talerzyk idę do psa ze skargą. Psa już w
sypialni nie ma, kot atakuje firankę. A niech atakuje myślę i tak
ja pozaciągał już tak, że aż wstyd ją wieszać. Idę do salonu
z tym dowodem przestępstwa w dłoni, żeby psu zadać kluczowe
pytania „coś tu zrobił, gdzie kotlety i kto ci pozwolił”. Pies
już zdążył zrobić przemeblowanie w salonie , poprzestawiał
krzesła, a nawet stół żeby się schować w jakimś kącie gdzie
nikt go nie znajdzie. Jako detektyw z doświadczeniem ośmielę się
stwierdzić, że potrafię znaleźć wszystko i wszystkich w tym domu
z wyjątkiem wyjedzonych kotletów niestety. Winowajca się skurczył
sam w sobie ze skruchy. Odpuściłam mu winy, bo tak patrzył na mnie
biednymi oczkami. Nie mam serca do krzyków z rana.
Wstaje moje młodsze dziecko w wielkim
wyrzutem w głosie:
-No..nie! Znów nie ma prezentów już
trzy dni proszę w listach!
-Dzień dobry kochanie. Dobrze spałaś?
Obraza pańska widzę. Foch już się
rozkraczył na sofie i włącza telewizor ignorując moje dobre
maniery. Ciężki ranek będzie myślę sobie. No i się nie myślę,
bo przecież zalewa mnie po chwili fala pytań „...a czemu jeszcze
nie..., a kiedy..., a ile jeszcze do wigilii i dlaczego inni dostali
na mikołajki...i dlaczego tylko dwa tygodnie wolnego, powinno być
miesiąc..., przecież nawet nie wiadomo czy Mikołaj przyniesie to
co chciałam, a jak przyniesie to nie zdążę się pobawić bo ferie
są za krótkie..., a kiedy pojedziemy w góry na śnieg, miałaś
kupić nowe opony, zima minie, a my tu nic nie poczujemy tego
śniegu... ” etc. Czyli śpiewka każdego grudniowego ranka, z
którego się cieszyć nie umiem i na te pytania mam dość
odpowiadania, więc tylko ciężko wzdycham, przewracam oczami i idę
robić śniadanie. Czy wszystkie kobiety po skończeniu okresu
niemowlęcego zaczynają mówić i już nigdy nie przestają zadawać
pytań? To ostatnie, to jest moje pytanie retoryczne. Zero ducha
świątecznego we mnie.
Wyciągam psa na spacer na siłę, bo
nie chce wyjść ze swojej widocznej kryjówki. Wychodzimy na cudowny
deszcz. Lubie deszcz. Za to mój czworonóg nie lubi i ciąga mnie
pod krzaki , gdzie niby ma padać mniej. Wracam do domu. Ogarniam z
grubsza. Muszę jechać po cos nowego na okno..święta przecież się
zbliżają, wyjąć coś z zamrażalnika na obiad, może zdąży się
rozmrozić, pojadę po paczkę świąteczna, zaprowadzę dziecko na
katechezę, zrobię obiad, pozmywam, może poprasuję, może jeszcze
zachce mi się iść z psem do myjni i go wypucować... Święta idą
niech wszystko w domu pachnie czystością i kapuchą... po którą
też muszę się udać w pizdu do krajowego sklepu.
Kocham wszystkie miesiące z wyjątkiem
grudnia. Cóż zrobić. Miłość nie wybiera.
Dobrej niedzieli temu kto gnije jeszcze
w pościeli, życzy KZ..i temu kto już wstał tym bardziej życzę
miłego dnia, bo jest on dłużysz niż krótszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz