Nie
jestem z tych, którzy stawiają sobie poprzeczki z roku na rok, lecz
z dnia na dzień. . Jakieś postanowienia noworoczne, jakieś
odchudzanie, zdobywanie czegoś... Nowy rok to dla mnie tylko data.
Tak jak każda inna. Ważniejsza nawet jest dla mnie data urodzin, bo
w dzień moich urodzin moja matka darła się w niego głosy, a ja z
nią, zaraz po przyjściu na ten świat.
Nie lubię życzeń w stylu "szczęśliwego nowego roku". Rok nie może być
szczęśliwy, tak jak i but nie może być szczęśliwy, ani kapelusz, ani rękawiczki. Człowiek owszem...może być szczęśliwy, ale nie rok, ani nie przez rok jeśli to ma
się na myśli! I te wszystkie standardowe oklepane "pomylności,
miłości, pieniędzy, spełnienia marzeń...." etc. Tego samego życzy
się przy wszystkich innych okazjach i tak samo się nie spełnia.
Koleżanka
złożyła mi życzenia żebym w totka wygrała. No jak ja mogę
wygrać w totka jak nie gram? Ja się pytam... Mówię pracy mi życz,
a nie wygranej! Na co ona, że ja sobie chcę ręce urobić. No
chcę. Taka ze mnie głupia pipa, że chcę pracować.
Miłości
życzą wszyscy. Miłości możemy nie zaznać nigdy w życiu, a te
inne uniesienia i upadki które przezywamy, ocenimy dopiero na łożu
śmierci, czy któreś z nich było prawdziwą miłością. Nie mówię
tu o miłości rodzicielskiej, bo ci którzy mamy dzieci wiemy o niej
aż nadto dobrze i nie trzeba jej życzyć bo ona jest.
Generalnie
nie lubię Sylwestra ani całej tej ceremonii przygotowawczej i
agonii następnego dnia.
Tego
roku jak co roku od kiedy mam dzieci, czyli od 14 lat spędziłam tę magiczną noc próbując nie zasnąć przed północą, by wcisnąć w
siebie dwanaście winogron wraz z wybiciem dwunastu dzwonów o
dwunastej i wlaniu w moje usta telepiącego mną smaku szampana. Brrr. Na samo
wspomnienie mam ciarki, na plecach i cierpną mi zęby.
I te
całe fajerwerki za oknem i strzelanie petardami. Pies mi się
stresował, nie wiedział gdzie się schować biedak..a potem się
dziwię, że się leni okropnie. Mężczyźni łysieją ze stresu
podobno, to i psy może też, bo mój się leni cały rok. Nie maż
tylko pies, mąż już wyleniał miejscami bardzo, ale zwalam to na
jego genetykę nie na stres, bo i czym on się może stresować,
petard się nie boi przecież. No i dnia pierwszego roku pańskiego
nowego... zawsze wszystko zamknięte. Nie rozumiem czemu. Ale i tak
mi to nie przeszkadza bo po sklepach chodzić nie lubię.
Czasem
myślę sobież ze z roku na rok zamiast być lepiej według życzeń
jakie nam składają, to jest wręcz coraz gorzej. Więcej zlewki na
wszystko kładę, mniej wiary w ludzi, więcej długów, mniej
radości, więcej centymetrów w obwodzie, mniej jedzenia w
lodówce... Moje mniejsze dziecko otwiera lodówkę, patrzy w nią
trzynaście sekund, po czym orzeka z coraz większym przekonaniem "jesteśmy biedni...” i zamyka drzwi z westchnieniem.
Czyli
podsumowując Nowy Rok – Stare Życie...jak co roku.
Aby
zakończyć jakoś ten wpis, wznoszę toast za to stare życie zatem
,a nowy rok pozostawiam w tyle czekając na następny, który
przyniesie tyle samo co i wyniesie.
Pozdrawiam
nowo-rocznie
Starsza
o rok i wcale nie mądrzejsza...
KZ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz