sobota, 3 stycznia 2015

Nowy rok – stare życie


Nie jestem z tych, którzy stawiają sobie poprzeczki z roku na rok, lecz z dnia na dzień. . Jakieś postanowienia noworoczne, jakieś odchudzanie, zdobywanie czegoś... Nowy rok to dla mnie tylko data. Tak jak każda inna. Ważniejsza nawet jest dla mnie data urodzin, bo w dzień moich urodzin moja matka darła się w niego głosy, a ja z nią, zaraz po przyjściu na ten świat.
Nie lubię życzeń w stylu "szczęśliwego nowego roku". Rok nie może być szczęśliwy, tak jak i but nie może być szczęśliwy, ani kapelusz, ani rękawiczki. Człowiek owszem...może być szczęśliwy, ale nie rok, ani nie przez rok jeśli to ma się na myśli! I te wszystkie standardowe oklepane "pomylności, miłości, pieniędzy, spełnienia marzeń...." etc. Tego samego życzy się przy wszystkich innych okazjach i tak samo się nie spełnia.
Koleżanka złożyła mi życzenia żebym w totka wygrała. No jak ja mogę wygrać w totka jak nie gram? Ja się pytam... Mówię pracy mi życz, a nie wygranej! Na co ona, że ja sobie chcę ręce urobić. No chcę. Taka ze mnie głupia pipa, że chcę pracować.
Miłości życzą wszyscy. Miłości możemy nie zaznać nigdy w życiu, a te inne uniesienia i upadki które przezywamy, ocenimy dopiero na łożu śmierci, czy któreś z nich było prawdziwą miłością. Nie mówię tu o miłości rodzicielskiej, bo ci którzy mamy dzieci wiemy o niej aż nadto dobrze i nie trzeba jej życzyć bo ona jest.
Generalnie nie lubię Sylwestra ani całej tej ceremonii przygotowawczej i agonii następnego dnia.
Tego roku jak co roku od kiedy mam dzieci, czyli od 14 lat spędziłam tę magiczną noc próbując nie zasnąć przed północą, by wcisnąć w siebie dwanaście winogron wraz z wybiciem dwunastu dzwonów o dwunastej i wlaniu w moje usta telepiącego mną smaku szampana. Brrr. Na samo wspomnienie mam ciarki, na plecach i cierpną mi zęby.
I te całe fajerwerki za oknem i strzelanie petardami. Pies mi się stresował, nie wiedział gdzie się schować biedak..a potem się dziwię, że się leni okropnie. Mężczyźni łysieją ze stresu podobno, to i psy może też, bo mój się leni cały rok. Nie maż tylko pies, mąż już wyleniał miejscami bardzo, ale zwalam to na jego genetykę nie na stres, bo i czym on się może stresować, petard się nie boi przecież. No i dnia pierwszego roku pańskiego nowego... zawsze wszystko zamknięte. Nie rozumiem czemu. Ale i tak mi to nie przeszkadza bo po sklepach chodzić nie lubię.
Czasem myślę sobież ze z roku na rok zamiast być lepiej według życzeń jakie nam składają, to jest wręcz coraz gorzej. Więcej zlewki na wszystko kładę, mniej wiary w ludzi, więcej długów, mniej radości, więcej centymetrów w obwodzie, mniej jedzenia w lodówce... Moje mniejsze dziecko otwiera lodówkę, patrzy w nią trzynaście sekund, po czym orzeka z coraz większym przekonaniem "jesteśmy biedni...” i zamyka drzwi z westchnieniem.
Czyli podsumowując Nowy Rok – Stare Życie...jak co roku.
Aby zakończyć jakoś ten wpis, wznoszę toast za to stare życie zatem ,a nowy rok pozostawiam w tyle czekając na następny, który przyniesie tyle samo co i wyniesie.
Pozdrawiam nowo-rocznie
Starsza o rok i wcale nie mądrzejsza...
KZ.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz