czwartek, 15 stycznia 2015

Wiosennie tak - w podskokach

Wiosennie tak, bo przecież zima choć ledwie się zaczęła, niebawem się skończy i znów będzie wiosna , a po niej lato i jakoś trzeba wyglądać przecież po tej cało jesienno-zimowej hibernacji mięśni brzusznych bądź tez i innych, które poza okresem letnim na świat nie wychodzą. To znaczy wychodzą czasem nieśmiało a czasem bezczelnie znad paska spodni ewentualnie dobrze dopasowanych majtek.
I tak oto do czterech dni staram się nie jeść tak jak się zabrania tym, którzy przechodzą na tak zwana dietę, jednak jeść muszę, a co gorsza lubię. Ponieważ od tych kilku dni uprawiam coś co miało przypominać sport, ale jest raczej zmuszaniem się do wysiłku i głównie polega na truchtaniu i wbieganiu po schodach...Zaraz, zaraz, zgubiłam wątek....do czego to ja dążyłam... ? Ach, no właśnie do tego, że mam zakwasy. A co jest najlepsze na zakwasy? No, ruch oczywiście! Czwarty dzień jest dniem krytycznym dla kobiety zwykłej, bo waga stoi w miejscu, a nawet jakby coś w górę podskoczyła, a kobieta jest taka podatna na czynniki zewnętrzne które idą wbrew jej oczekiwaniom, że zjadła z żalu pół bagietki z serkiem topionym , bo żółty tuczy bardziej, a bagietka nie tuczy wcale przecież. Jakoś trzeba z sumienia zdjąć ciężar popełnionego grzechu, zwanego łakomstwem. Oczywiście tak serek jak i bagietka miał być wytopiony z bioderek przy popołudniowym treningu. No i stało się. Kobieta wyruszyła w trasę nie sprawdzając czy ma majtki liftingowe (znaczy sportowe) na sobie. A jakie miała? Ona miała siateczkowe z koronkowym wykończeniem. Zaprawdę powiadam Wam, i kobieta potrafi być fujarą! Po 30 minutach serek został wytopiony poprzez pośladki, które to spociły się bardzo, a ta koronka poprzez pocieranie wyżarła pięknie te okolice na które miała w tym momencie ochotę. Do domu wracałam okrakiem, a każdy krok był przykrym doświadczeniem. Nigdy nie chodziłam tak brzydko. To traumatyczne doświadczenie nauczyło mnie dwóch rzeczy. Nie jeść bagietki od jutra i zakładać bieliznę odpowiednią do okazji. Cdn.
Dziś dzień szósty poświęceń, czyli znów pierwszy dzień diety, bo dzień piaty zrobiłam sobie dyspensę ,tak się znudziłam. Rutyna zabija powiadam. Nie można tyle dni jeść zdrowo i nic z tego życia nie mieć przyjemnego. I tak sobie pomyślałam że za czasów Jezusa nie było takiego problemu. Jak ktoś był gruby to był i już, a jak chudy to też. Żadne tam siłownie, obsesje z operacja bikini. Co to teraz się dzieje. Lekarz mierzy jakąś zawartość cholesterolu. Jeszcze go dzieli na dobry i zły! No nic, trzeba się dostosować co naszych czasów i iść z duchem tendencji i trendów kulturalno-oświatowych i nie zostawać z tyłu. Ja przy moim obecnym wyglądzie staram się dotrzymać kroczku, dostając zadyszki. Podbiegam jak wypłoszona kuropatwa za tymi trenującymi w parku sportowymi wyczynowcami, chowając się czasem gdzieś w krzakach, by odsapnąć bez narażania się na zawał. No i po co to poświęcenie pytam siebie. No ja wiem po co. Bo jak się święci dzień święty i grzeszy obżarstwem, to takie skutki, że w gościach odpryskują mi guziki od spodni, narażając pozostałych biesiadników na stratę oka na przykład, to potem takie skutki ze w szafie pełno a nie ma co na dupsko wcisnąć.
Sumiennie daje słowo publicznie, że do dnia szóstego diety wytrzymam tym razem, a w dzień siódmy będę leżeć i cieszyć się życiem gęsi wyścigowej , bo kurą domową nie chce być jak już wiadomo wszem i wobec.
Kłaniam się nisko zauważając ile przy tym wałeczków i dołeczków zwija mi się w okolicy brzuszka. Oddalam się w poskokach i wymachach w okolicę kuchni, by poznęcać się nad sobą, przygotowując kolację rodzinie. Zawsze myślałam że nie należę do masochistek, a tu proszę...
Ile to się człowiek uczy o sobie, dzień po dniu.
Z Madrytu, pisała dla państwa KZ.



4 komentarze:

  1. A znacie Państwo ten kawał?

    Niewidomemu w nocy zachciało się pić. Wchodzi do kuchni i macając wszystkie kuchenne przedmioty chce znaleźć kubek. Nagle natyka się na tarkę, tak ją dokładnie maca opuszkami palców i zaczyna się głośno śmiać i mówi:

    - Takich głupot to już dawno nie czytałem...

    I tym żartobliwym akcentem, pozdrawiam wiosennie wszystkich Państwa, wierzących że ziemia jest okrągła.

    R.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja Droga KZ :-)
      Jako, ze również lubię jeść, to nie licząc kalorii zjadłam obiad. A po chciałam znów zerknąć tutaj i... Już po kilku zdaniach śmiałam się, aż mój syn zapytał co mi się stało. Ano nic... Tyle, że mam zakwasy i próbuję jakoś wrócić do formy, by nie spoglądać do szafy ze skrzywioną miną, że jednak rzeczywiście nie mam co włożyć na dolną część ciała.
      Ale jednak stwierdziłam, że zaraz po obiedzie mogę szybko delektować się lodami i będzie "bezkarnie dla doopy" - bowiem jak powiedział dietetyk: przy jednym wyrzucie insuliny można troszeczkę deseru. Taaak, troszeczkę... :-D Spora ilość lodów poprawi mi nastrój, gdy już sobie "wybaczę" słodyczowe obżarstwo :-)
      Ok, dietetyk nie wie ile pysznych lodów można wepchnąć w siebie (to nie było delektowanie się).
      W sumie to czuję się świetnie... (piszę i nadal wcinam lody). Nawet gdy sobie uświadomię, że spędziłam dzisiaj sporo czasu na sprawianiu sobie przyjemności :-)
      A może od jutra pomyślę jak usidlić moją silną wolę. Tak tak... muszę ją pokonać. Mam tak silną wolę, że robi ze mną co zechce ;-)
      Pozdrawiam
      Re

      Usuń
    2. HAHAHAH. Dziękuję. zaraz mi lepiej...

      Usuń