poniedziałek, 16 marca 2015

Gniazdko, gniazdeczko...


No więc tak. Jak obiecuję to dotrzymuję słowa. Zwłaszcza czytelnikowi. Już na początku tego wpisu zaznaczam, że kocham mężczyzn i właśnie dlatego muszę powiedzieć to co teraz powiem. Proszę też o pomięcie faktu użytych przeze mnie słówek zapożyczonych ze słownika autora. Boże jaki ten język polski jest cholernie ubogi w branży erotycznej. On nie jest wulgurny, on jest obrzydliwie nudny. Mowa o języku, nie o autorze, bo tego pana akurat nie znam.
Przeczytałam książkę „Życie podziemne mężczyzny” o której wiedziałam jedynie z Facebook że istnieje i tylko dlatego, że admin owej strony, zalajkował u mnie i się że tak powiem sprzedał. Za niewielka namową, zakupiłam i przeczytałam. Dobra ze mnie kobieta. Moja opinia < Książka łatwa do strawienia, pomimo wielkiego Ego jej głównego „bohatera”. Ja, jako „człowiek z pizdą”, powiem tak: Kobieta oczywiście nie jest "wirtuozem” zdrady , tak jak sam siebie nazywa nasz bohater w świecie podziemnym. Ona jest czymś więcej. On tego nie widzi, bo wielka dupa kobiety z pizdą w parze, przesłania mu to i owo na tym swiecie... ale tak właśnie jest. Ona jest muzą, Ona jest kompozytorem, Ona jest dyrygentem. Ona jest obsesją... Bez niej, nie powstałaby książka i całą orkiestra by pierdolnęła. Jestem dumą posiadaczką samoświadomości i tym samym „...nic co ludzkie nie jest mi obce”. > Oczywiście można się ze mną zgodzić lub nie. To, że facet dla dymania człowieka z pizdą „ pokonuje setki kilometrów, dla mnie jest tylko i wyłącznie potwierdzeniem mojej teorii o mocy cipki , natomiast autor pewnie stwierdzi, że to z miłości do dymania i obiektu w rzeczy samej, nasz bohater zmuszony jest do takiej jazdy i poświeceń. Każdy ma prawo do własnej opinii i obrony własnych teorii jeśli tego potrzebuje. Jako człowiek z mózgiem (wykluczam tu celowo inne części mojego ciała), śmiem stwierdzić że pointa główna to "gniazdko" i jego przyciągająca moc (nie gniazdko męskie na czybku głowy..choć jak wiecie mam słabośc do łysych...) Bo przecież gniazdko jest też domem rodzinnym, do którego wraca gdy mu smutno i mu źle , lub też gdy bardzo się zmęczył ruchaniem i zwyczajnie chce poleżeć na sofie i pograć z dziećmi w karty. Każdy ma prawo być szczęśliwym , więc brawo dla pana , za spełnienie się w życiu swoim własnym. I nie piszę tego z jakiejś złośliwości lecz z wyrozumiałości. Na tym nie koniec komentarzy z mojej strony odnośnie książki, którą oczywiście polecam, bo ma ona coś do przekazania, co zdradzę w ostatnim zdaniu tego wpisu.
Ok, teraz pojadę z tematem z innej strony jako kobieta posiadająca dwa gniazdka, czyli to domowe i to pomiędzy udami. Pytacie mnie często, czy mam męża i jak się zapatruje na tematy zdrady etc.
Jak już mówiłam zdrada to według mnie stan umysłu. Dla mnie ciało jest ciało i jako takiej zdrady nie odczuwam i nie odczuwałam. Co innego zawód...to uczucie gdy dowiadujesz się, że ktoś cię okłamywał. Kłamiemy wszyscy i od zawsze. O tym też pisałam i nie będę się powtarzać w tym momencie. No więc dla mnie zawód jest ciężkim doświadczeniem, ale ponieważ mam duże poczucie własnej wartości i nie chodzi mi o to, że chcę by się o mnie pamiętało w rocznicę ślubu , bo o niej ja sama najczęściej zapominam, a kwiatki to można sobie w dupę wsadzić, choć i tak piękniej wyglądają w naturze... rosnąc sobie i pachnąc. Do czego dążę no i co z tym mężem...Ach i proszę się powstrzymać od komentarzy o nim, bo to dobry chłop choć dobrze nikomu nie życzy.
Dawno temu..jakieś iks lat po rozpoczęciu życia pod jednym dachem z tym mężczyzną , gdzie dach był dodać muszę mój, czyli on zamieszkał u mnie. No więc gdy ja pojechałam za morza by zarabiać pieniążki, mój kochany zabawiał się cudownie pod tym właśnie dachem z pewną dziewczynką o ślicznej buzi i pięknej pupie. Jak się o tym dowiedziałam ..to nie jest tak istotne. Jako kobieta dojrzała i wyrozumiała zaprosiłam piękną panią do mnie do domku na pogaduszki. Przyszła i nawet przyniosła ciacho do kawy. Ja niestety nie latam za penisami i wiem, że stać mnie na zdobycie wszystkiego o czym marzę. Szkoda, że marzenia mam krótkie ostatnio, ale poprawię się . OK, ciągnę wątek, bo widzę już tupanie nóżkami... No więc co mnie zabolało w tej historii najbardziej. Po pierwsze to, że byłam okłamywana pół roku, i ona biedaczka tyle samo.
Kochanego postawiłyśmy między młotem, a kowadłem. Żelazo gorące ..ale kuć nie było co w tej chwili. Po całym zajściu wybrał oczywiście mnie. Że mogłam go wykopać? No mogłam, ale nie chciałam. Może z mojej strony to była miłość, a może wyrozumiałość. Taka swego rodzaju dojrzałość do pokazania że wszyscy mamy prawo do własnych decyzji i że człowiek się uczy całe życie na błędach, które często popełnia nawet celowo. Jaki z tego wniosek? Taki, że kłamać trzeba umieć. Są ludzie z sumieniem i bez. Kogoś tam gryzie, innych nie rusza nic a nic... i nie musi. Wielu mnie pyta czy ja zdradziłam. Mogę szczerze kłamać lub nie. Wybór jest mój. Grunt to postępować tak, nie żeby nam było dobrze, ale żeby inni ucierpieli jak najmniej. Nie po trupach do szczęścia się dochodzi...Nie po ludziach, nie po ich sercach, nie po innych organach. Zdaję sobie sprawę, że jestem cholernie szczęśliwa, poza małżeństwem. Czyli spełniam się! Nie na mężu się moje życie opiera. To nie on jest jądrem w moim domu. To ja. Ja jestem żarem , ciepłem, przystanią, oazą. I to jest podsumowanie wszystkiego co chciałam przekazać. Dlatego warto przeczytać. Zdać sobie sprawę, że to wokół nas tyle zamieszania i zachodu. Każdy mężczyzna powinien wydrukować sobie karteczkę i oprawić w ramki słowa sławnego pijaka i ruchacza Ch. Bukowskiego:

"każdy facet musi zdać sobie sprawę
że to wszystko może zniknąć w
jednej chwili:
kot, kobieta, praca,
przednia opona,
łóżko, ściany, pokój;
wszystkie rzeczy
najpotrzebniejsze do życia,
łącznie z miłością,
spoczywają na fundamentach z piasku (…)"

3 komentarze:

  1. Wcześniej, napisałam Twoim blogu, że masz lekkie pióro... Teraz dodam, że nawet do ciężkich tematów. Potrafisz otworzyć oczy na "oczywistą oczywistość" w taki sposób, że można pamiętać, zapamiętać...

    OdpowiedzUsuń