Wysłali
mnie z firmy na Lanzarote, na wakacje w celu zrelaksowania się, i jedyne co
tam widziałam to “popiół” wulkaniczny jak okiem sięgnąć i
same kaktusy. Plaże spokojne, ja plaży nie lubię, bo piach we
wszystkie dziury się dostaje, no ale firma wysłała. Nie mogłam
odmówić. Widziałam jak trzecie oko nudysty obserwowało mnie ,
podczas gdy on na stojąco grzebał coś u siebie w plecaku.. Plaża
była pusta, to musiał się koło mnie rozłożyć.! Jak zawsze
opaliłam się cudnie, choć gadająca papuga, za każdym razem jak wchodziłam do baru, mówiła do mnie „hola feo”, co po polsku
znaczy „witaj brzydki” . Głupia papuga. To, że gadająca nie znaczy wcale że inteligentna.
Następnym
razem wysłali mnie do Meksyku. Tam też nie było relaksu. Całymi
dniami na bankietach i przeżywanie atrakcji turystycznych. Kazali mi
pływać w jakiś jaskiniach gdzie plątały mi się ryby miedzy
nogami, podczas gdy mam klaustrofobię i
ryb się boję!
Obowiązkowy też był masaż relaksujący. Tam była pani która sięgała
mi do pach. Położyłam się na kozetce, twarzą w dół i
podziwiałam przez dziurę w kozetce, jej brzydkie stopy w
klapkach,.. bo pani stała przy mojej głowie i pokładała się
wielkimi piersiami na mojej potylicy, próbując wymasować mi całe
plecy. Zastanawiałam się czy pani ma krótkie ręce, czy ja długie
plecy, że nie sięga i stęka i wzdycha przy tym jakby cały ciężar
świata nosiła na ramionach. Tak właściwie to nosiła chyba w tych
piersiach... No nic, nie zrelaksowałam się. Przyjechałam 3 kilo
grubsza, bo dawali mi wciąż jakieś owoce morza tak przyprawione,
że ziałam ogniem całe 2 tygodnie. Bałam się iść do klozetu. Z
wilgocią w powietrzu też sobie nie bardzo radziłam. W pokoju
klimatyzacja działała tak, że po ścianach ściekała para, i po
kablu od lampy też. Rezultat: spalona żarówka, spalony kabel, dym
w pokoju.. ewakuacja i 4 godziny w recepcji w oczekiwaniu na nowy
pokój. A hotel pięciogwiazdkowy. Tam też się opaliłam. Bagażowy
stwierdził że opalona jestem pięknie jak langusta. Nie wiem czy to
miał być komplement, ale lepsze to niż rak. Po tych przejściach
chciałam się upić „piña colada”
ale nie zawierała
alkoholu.
Raz
w hotelu zaaplikowałam sobie tampon na odwrót. Ale to nie moja
wina, tylko defekt fabryczny. Każdemu może się zdarzyć. A padło
na mnie.. no cóż. Po kilkunastu minutowym szukaniu sznureczka i
podskakiwaniu, dałam za wygraną . Pomyślałam z czasem wszystko
cięgnie ku ziemi i miałam rację.
Po 36 godzinach sam wyleciał. Pobyt był lekko stresujący zatem.
Nie dość, że nie lubię spać w hotelach, bo to nie moje łóżko,
nie moja poduszka... to jeszcze spać z napęczniałym ciałem obcym
w pipce przez dwie noce... to nie bardzo mnie radowało.
Jak
jadę do rodziców z dziećmi latem nad morze, też zawsze mam
dyskomfort. Nie dość że mam alergię na słońce i po 2 dniach
wychodzą mi bąble, to na dodatek podczas podróży odparzam sobie
tyłek. Stara dupa, a takie rzeczy...Mam wtedy ochotę wysiąść na
autostradzie z zadartą kiecką. Może będę od teraz przystawać i
prosić na stacji bezynowej o kostkę lodu, posmaruje się i będę
wietrzyć ukradkiem i pod wiatr.
No
ale tyle o wakacjach. Nowe się zbliżają, więc pewnie znów coś
zupełnie normalnego mi się przytrafi ...
Pozdrawiam
słonecznie popijając mojito (zawiera alkohol)
Dzień dziś jakiś przygnębiający był...ale czytając Twój post uśmiałam się do łez! Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuń:) ciezsy mnie to bardzo
UsuńDzień dziś jakiś przygnębiający był...ale czytając Twój post uśmiałam się do łez! Dziękuję :-)
OdpowiedzUsuń