Tak naprawdę myślę, że porywy
uczuciowe w miarę dojrzałe miałam cztery. Tak jak cztery pory
roku..z tym, że na całe moje dotychczasowe życie. Ale wymienię te
które zapadły mi w pamięci Pierwszy raz zauroczyłam się jak
miałam 4 lata. To był syn sąsiadów, piąta woda po kisielu w
rodzinie, więc już od pierwszego razu miałam zabronione się
kochać na zabój.
Potem był ten spiker telewizyjny.
Grzegorz Wożniak. Chyba ze 30 lat starszy ode mnie starszy ale byłam
nim zahipnotyzowana. Z wiadomości nic nie wiedziałam , ale na usta
mu się napatrzyłam, do czasu aż zaczęłam rozumieć o co chodzi w
tych wiadomościach. Wtedy już mi się przestał podobać, no i mama mówiła, że on już ma żonę. Byłam bardzo smutną dziewczynką ...bez nadziei na ślub! Tak właściwie i tak nigdy nie wyszłam za mąż tak jak wówczas sobie wyobrażałam... w białej sukni i tak jak Bozia nakazała. Jakoś w miarę upływu lat w ogóle nie miałam zamiaru wychodzić za mąż...no ale to nie teraz. Wracam do tematu.
Jak
miałam sześć lat zakochałam się w chłopaku z klasy. Szymek
Surowiec. Tarnów. Pół roku i trzeba było się przenosić do
innego miasta. Dramat w sercu. Od tamtej pory nie dramatyzowałam i nie zakochiwałam się, aż do trzynastego roku życia. Mój nowy obiekt
był trzy lata starszy... na nazwisko miał Bździkot. Głupie
nazwisko., on też nie mądrzejszy. Bździ – kot. Nie lubię kotów.
Sama mam w domu i nie wiem jakim sposobem tak niewielkie zwierze, o
tak małej kupie, zostawia za sobą tak cholernie wielki smród.
Pewnie ten mój obiekt też by po sobie smugę zostawił , gdybym mu
na to pozwoliła. Nie wiem co w nim widziałam. Ja chyba generalnie
zakochuję się w brzydkich facetach, lub w brzydkich nazwiskach, nie
wiem co paskudniejsze. Po 2 latach mi się odwidział. Nadszedł ten
następny. Dojrzałam już do uczuć. Pięć lat skrywanej miłości
i westchnień. Nazwisko jego - Bigos. Bigos narobił mi bigosu w
głowie. Jak pomyślę, to chyba nikt nie miał normalnego nazwiska.
Jakiś Kowalski albo Nowak. Same dziwaki powiadam. No jak już ten B.
rozerwał mi cnotę i serce i mózg to powiedziałam koniec. Ale rok
później zaczepiłam zupełnie chcący, chłopaka który
przechodził. On tak spojrzał... i miał tak piękne zielone oczy.
Pobiegłam za nim i mu to powiedziałam. Zdziwił się, ja też..i
tak staliśmy milcząc. Bo przecież nic innego do powiedzenia nie
miałam. Po kilku tygodniach mnie odnalazł. Zaprosił na ognisko.
Potem spacerowaliśmy po lecie i po cmentarzu. Potem przychodził do
mnie i pletliśmy sobie warkocze, rozwiązywaliśmy krzyżówki i
oglądaliśmy nagrania z MTV na taśmach VHS. Nie było wtedy takiej
technologii jak teraz i ludzie się spotykali i rozmawiali, lub nic
nie mówili, ale trzymali się za ręce. Po dziesięciu latach został
moim mężem. Nigdy nie zmieniłam mojego nazwiska panieńskiego na "po mężu". On też ma okropne nazwisko. Nie wymienię jakie bo, nie
lubi jak o nim wspominam w moim pisaniu lub też w innej formie. Od
tamtej pory zakochałam się tylko raz. Wirtualnie. Pan też urody
poniżej przeciętnej bym rzekła , ale może właśnie ona mnie
urzekła zaraz po jego mądrości życiowej . Nazwiska nie wypomnę
dla jego dobra, bo to dość rzadkie nazwisko i łatwo wpaść na
jego trop. Wirtualność to dziwny świat. Nie muszę nikomu mówić
czemu.
Czyli podsumowując. Nie wiem ile
wiosen jeszcze przede mną i ile jeszcze razy w moim serduchu
zakwitną jakieś uczucia. Za mną wiosen, lat, zim i jesieni już
42... nie wszystkie były dobre, nie wszystkie były złe. Tej wiosny
proponuję sobie małą żałobę po moich miłościach. Zakocham się
teraz platonicznie … Powieszę plakat na ścianie i będę go
całować przed snem... Tak jak dawno temu robiłam to z Jon Bon
Jovi. Tak. Zdecydowanie powrócę do tej jednokierunkowej,
niespełnionej, najbezpieczniejszej formy kochania.
Pozdrawiam otwarcie , zamykając ten
rozdział moich opowiadań spod serca.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTarnów...moje miasto ; a tak nawiasem mówiąc dziękuje, że jesteś taka prawdziwa :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ja.
Usuń