piątek, 17 kwietnia 2015

Zakochałam się w brzydkim facecie


Tak naprawdę myślę, że porywy uczuciowe w miarę dojrzałe miałam cztery. Tak jak cztery pory roku..z tym, że na całe moje dotychczasowe życie. Ale wymienię te które zapadły mi w pamięci Pierwszy raz zauroczyłam się jak miałam 4 lata. To był syn sąsiadów, piąta woda po kisielu w rodzinie, więc już od pierwszego razu miałam zabronione się kochać na zabój.
Potem był ten spiker telewizyjny. Grzegorz Wożniak. Chyba ze 30 lat starszy ode mnie starszy ale byłam nim zahipnotyzowana. Z wiadomości nic nie wiedziałam , ale na usta mu się napatrzyłam, do czasu aż zaczęłam rozumieć o co chodzi w tych wiadomościach. Wtedy już mi się przestał podobać, no i mama mówiła, że on już ma żonę. Byłam bardzo smutną dziewczynką ...bez nadziei na ślub! Tak właściwie i tak nigdy nie wyszłam za mąż tak jak wówczas sobie wyobrażałam... w białej sukni i tak jak Bozia nakazała. Jakoś w miarę upływu lat w ogóle nie miałam zamiaru wychodzić za mąż...no ale to nie teraz. Wracam do tematu.
 Jak miałam sześć lat zakochałam się w chłopaku z klasy. Szymek Surowiec. Tarnów. Pół roku i trzeba było się przenosić do innego miasta. Dramat w sercu. Od tamtej pory nie dramatyzowałam i nie zakochiwałam się, aż do trzynastego roku życia. Mój nowy obiekt był trzy lata starszy... na nazwisko miał Bździkot. Głupie nazwisko., on też nie mądrzejszy. Bździ – kot. Nie lubię kotów. Sama mam w domu i nie wiem jakim sposobem tak niewielkie zwierze, o tak małej kupie, zostawia za sobą tak cholernie wielki smród. Pewnie ten mój obiekt też by po sobie smugę zostawił , gdybym mu na to pozwoliła. Nie wiem co w nim widziałam. Ja chyba generalnie zakochuję się w brzydkich facetach, lub w brzydkich nazwiskach, nie wiem co paskudniejsze. Po 2 latach mi się odwidział. Nadszedł ten następny. Dojrzałam już do uczuć. Pięć lat skrywanej miłości i westchnień. Nazwisko jego - Bigos. Bigos narobił mi bigosu w głowie. Jak pomyślę, to chyba nikt nie miał normalnego nazwiska. Jakiś Kowalski albo Nowak. Same dziwaki powiadam. No jak już ten B. rozerwał mi cnotę i serce i mózg to powiedziałam koniec. Ale rok później zaczepiłam zupełnie chcący, chłopaka który przechodził. On tak spojrzał... i miał tak piękne zielone oczy. Pobiegłam za nim i mu to powiedziałam. Zdziwił się, ja też..i tak staliśmy milcząc. Bo przecież nic innego do powiedzenia nie miałam. Po kilku tygodniach mnie odnalazł. Zaprosił na ognisko. Potem spacerowaliśmy po lecie i po cmentarzu. Potem przychodził do mnie i pletliśmy sobie warkocze, rozwiązywaliśmy krzyżówki i oglądaliśmy nagrania z MTV na taśmach VHS. Nie było wtedy takiej technologii jak teraz i ludzie się spotykali i rozmawiali, lub nic nie mówili, ale trzymali się za ręce. Po dziesięciu latach został moim mężem. Nigdy nie zmieniłam mojego nazwiska panieńskiego na "po mężu". On też ma okropne nazwisko. Nie wymienię jakie bo, nie lubi jak o nim wspominam w moim pisaniu lub też w innej formie. Od tamtej pory zakochałam się tylko raz. Wirtualnie. Pan też urody poniżej przeciętnej bym rzekła , ale może właśnie ona mnie urzekła zaraz po jego mądrości życiowej . Nazwiska nie wypomnę dla jego dobra, bo to dość rzadkie nazwisko i łatwo wpaść na jego trop. Wirtualność to dziwny świat. Nie muszę nikomu mówić czemu.
Czyli podsumowując. Nie wiem ile wiosen jeszcze przede mną i ile jeszcze razy w moim serduchu zakwitną jakieś uczucia. Za mną wiosen, lat, zim i jesieni już 42... nie wszystkie były dobre, nie wszystkie były złe. Tej wiosny proponuję sobie małą żałobę po moich miłościach. Zakocham się teraz platonicznie … Powieszę plakat na ścianie i będę go całować przed snem... Tak jak dawno temu robiłam to z Jon Bon Jovi. Tak. Zdecydowanie powrócę do tej jednokierunkowej, niespełnionej, najbezpieczniejszej formy kochania.

Pozdrawiam otwarcie , zamykając ten rozdział moich opowiadań spod serca.  

3 komentarze: