Poznałam w życiu różnych ludzi.
Nigdy nie poznałam złego człowieka i mam nadzieję nie poznać.
Chyba przyciągam ludzi trochę podobnych do mnie. Ani złych, ani
dobrych. Zwykłych i z duszą bym powiedziała. Opowiem historie jak
zostałam Justyną. Ale będzie to wpis poświęcony dobrym ludziom,
tym którzy mają dobre serce.
Znam wirtualnie pewnego człowieka.
Wirtualnie i nie tylko. Znam bo przecież mówię do niego moim
głosem i on mnie słyszy i mi odpowiada. To starszy ode mnie pan.
Samotnie mieszkający i wykonujący taki niesamowicie stary i męski
zawód. Urzekło mnie w tym człowieku dobro, to że jest pewnego
rodzaju pustelnikiem, to, że dzieli się ze mną świeżo
upieczonym przez siebie chlebem i że robi dziwną zupę pomidorową
z kalafiorem. To, że szyje sobie buty i to, że nigdy nie pytał jak
mam na imię. Zawsze byłam Kobieta Zwykła *KZ, do czasu aż zapytał
czy może mnie jakoś nazwać. I tak też zostałam Justyna,
Justyś... choć moje imię brzmi inaczej.
Człowiek ten znikał raz na jakiś
czas z mojego wirtualnego świata... Nie wiedziałam czemu ani dokąd,
ani kiedy wróci i czy w ogóle to zrobi. A on zwyczajnie leżał w
szpitalu poddając się radioterapii. Nie każdy chce się dzielić
swoim bólem z innymi. Jedni wolą cierpieć po cichu w samotności,
inni krzyczą w wniebogłosy by podzielić się cierpieniem.
Poznałam też innych ludzi, tych
którym mogłam podać dłoń i przytulić. Tym którzy stracili dwie
nogi od zabawy, tym którzy są sparaliżowani, bo potrącił ich
samochód, tych którzy mieli raka i walczyli do końca siląc się
na uśmiech, bo łez już nie starczało. Wszyscy oni pokazali mi jak
można żyć z własnym cierpieniem nie zarażając nim innych. Choć
każdy i tak czuje inaczej.
No, ale wracam do pierwotnego wątku.
Zostałam Justyną. Tym imieniem ochrzcił też drzewo, do którego chodzi z odwiedzinami. To wiąz. Podobno piękne i silne drzewo. Nie wiem, znam
niewiele gatunków drzew. Musiałam poszukać w internecie i
pooglądać. Znam tylko jakiś świerk – świąteczny, „wysoka
jak brzoza - głupia jak koza”, no i sosnę i dąb i buk znam, no
i „akacje – znów będą wakacje”.
Dla jednych to wariactwo, a mnie
rozczula do łez. Nie zdajemy sobie czasem sprawy ile znaczy nasza
nieobecność w życiu innych ludzi, choć obecność może się
wydawać mało doceniana. Przecież czasem bywa, że leżysz i
zdychasz ..czy to na grypę, czy z miłości i nikt nie zadzwoni i
nie zapyta czy żyjesz. I nie ma co rozpaczać z tego powodu. Ludzie
nie zawsze interesują się naszym życiem bo maja swoje własne. I
to jest zupełnie naturalna kolej rzeczy. Ja też nie wydzwaniam do
wszystkich by pytać o zdrowie i samopoczucie. Nawet z przyjaciółmi
bliskimi i rodzicami, czy też rodzeństwem, nie mam kontaktu
codziennego. Ale nie znaczy to, że o nich nie myślę.
Dobrze jest mieć o kim myśleć poza
sobą samym. Mieć wyobraźni na tyle by umilać sobie życie.
Pamiętam jak dawno temu, mój mały synek przyszedł mi oznajmić,
że nie ma zabawek takich jak chce i mu się nudzi. Założyłam mu
opaskę na oczy, zaprowadziłam do pokoju i powiedziałam by teraz
spróbował. Żeby pomyślał o dzieciach niewidomych, które nie
widza kolorów i kształtów jego zabawek, które nie wiedzą ile tu
pięknych samochodów i klocków w pokoju. Był mały, ale już wtedy
się dowiedział że nie to cieszy co mamy na wyciągnięcie ręki.
Radość z korzystania tego co nas otacza to wielka sztuka. Ja sama
wciąż jej nie opanowałam.
Cieszę się zatem dziś z tego że mam
nogi które mnie gdzieś niosą, wyobraźnię która sięga tam gdzie
ja nie dosięgam. Cieszę się gdy ktoś sobie o mnie przypomni i z
tego że stoję gdzieś daleko, na innej ziemi . Mam silne korzenie i
szumię przyjemnie na wietrze. I cieszę się że przychodzi tam
pewien człowiek i ze mną rozmawia. Rozmawia o tym, czego nigdy nie
usłyszę. Ale jestem tam dla niego i niech siądzie w moim cieniu i
odpocznie od życia , jeśli będzie trzeba.
I tak jak ta Justyna, silna dla
jednych, będąca dla jednych schronieniem, dla innych będę tylko
drzewem, takim do wycięcia po czym miejsce po mnie zastąpione
będzie czymś innym.
Kłaniam się wszystkim jednakowo
nisko, opuszczając nisko ramiona z gałęzi i strzepując łzy z
liści. Sama się wzruszam czasem gdy piszę...
Taki urok kobiety drzewa i imieniu
Justyna
+++
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPiękne to Justyś :) sama się wzruszyłam ....dziękuję , że jest ktoś taki jak ja :)
UsuńTo ja dziekuje
UsuńJustyna dziękuje Justynie za to że jest :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i ja
OdpowiedzUsuń