niedziela, 7 czerwca 2015

JA - Justyna


Poznałam w życiu różnych ludzi. Nigdy nie poznałam złego człowieka i mam nadzieję nie poznać. Chyba przyciągam ludzi trochę podobnych do mnie. Ani złych, ani dobrych. Zwykłych i z duszą bym powiedziała. Opowiem historie jak zostałam Justyną. Ale będzie to wpis poświęcony dobrym ludziom, tym którzy mają dobre serce.
Znam wirtualnie pewnego człowieka. Wirtualnie i nie tylko. Znam bo przecież mówię do niego moim głosem i on mnie słyszy i mi odpowiada. To starszy ode mnie pan. Samotnie mieszkający i wykonujący taki niesamowicie stary i męski zawód. Urzekło mnie w tym człowieku dobro, to że jest pewnego rodzaju pustelnikiem, to, że dzieli się ze mną świeżo upieczonym przez siebie chlebem i że robi dziwną zupę pomidorową z kalafiorem. To, że szyje sobie buty i to, że nigdy nie pytał jak mam na imię. Zawsze byłam Kobieta Zwykła *KZ, do czasu aż zapytał czy może mnie jakoś nazwać. I tak też zostałam Justyna, Justyś... choć moje imię brzmi inaczej.
Człowiek ten znikał raz na jakiś czas z mojego wirtualnego świata... Nie wiedziałam czemu ani dokąd, ani kiedy wróci i czy w ogóle to zrobi. A on zwyczajnie leżał w szpitalu poddając się radioterapii. Nie każdy chce się dzielić swoim bólem z innymi. Jedni wolą cierpieć po cichu w samotności, inni krzyczą w wniebogłosy by podzielić się cierpieniem.
Poznałam też innych ludzi, tych którym mogłam podać dłoń i przytulić. Tym którzy stracili dwie nogi od zabawy, tym którzy są sparaliżowani, bo potrącił ich samochód, tych którzy mieli raka i walczyli do końca siląc się na uśmiech, bo łez już nie starczało. Wszyscy oni pokazali mi jak można żyć z własnym cierpieniem nie zarażając nim innych. Choć każdy i tak czuje inaczej.
No, ale wracam do pierwotnego wątku. Zostałam Justyną. Tym imieniem ochrzcił też drzewo, do którego chodzi z odwiedzinami. To wiąz. Podobno piękne i silne drzewo. Nie wiem, znam niewiele gatunków drzew. Musiałam poszukać w internecie i pooglądać. Znam tylko jakiś świerk – świąteczny, „wysoka jak brzoza - głupia jak koza”, no i sosnę i dąb i buk znam, no i „akacje – znów będą wakacje”.
Dla jednych to wariactwo, a mnie rozczula do łez. Nie zdajemy sobie czasem sprawy ile znaczy nasza nieobecność w życiu innych ludzi, choć obecność może się wydawać mało doceniana. Przecież czasem bywa, że leżysz i zdychasz ..czy to na grypę, czy z miłości i nikt nie zadzwoni i nie zapyta czy żyjesz. I nie ma co rozpaczać z tego powodu. Ludzie nie zawsze interesują się naszym życiem bo maja swoje własne. I to jest zupełnie naturalna kolej rzeczy. Ja też nie wydzwaniam do wszystkich by pytać o zdrowie i samopoczucie. Nawet z przyjaciółmi bliskimi i rodzicami, czy też rodzeństwem, nie mam kontaktu codziennego. Ale nie znaczy to, że o nich nie myślę.
Dobrze jest mieć o kim myśleć poza sobą samym. Mieć wyobraźni na tyle by umilać sobie życie. Pamiętam jak dawno temu, mój mały synek przyszedł mi oznajmić, że nie ma zabawek takich jak chce i mu się nudzi. Założyłam mu opaskę na oczy, zaprowadziłam do pokoju i powiedziałam by teraz spróbował. Żeby pomyślał o dzieciach niewidomych, które nie widza kolorów i kształtów jego zabawek, które nie wiedzą ile tu pięknych samochodów i klocków w pokoju. Był mały, ale już wtedy się dowiedział że nie to cieszy co mamy na wyciągnięcie ręki. Radość z korzystania tego co nas otacza to wielka sztuka. Ja sama wciąż jej nie opanowałam.
Cieszę się zatem dziś z tego że mam nogi które mnie gdzieś niosą, wyobraźnię która sięga tam gdzie ja nie dosięgam. Cieszę się gdy ktoś sobie o mnie przypomni i z tego że stoję gdzieś daleko, na innej ziemi . Mam silne korzenie i szumię przyjemnie na wietrze. I cieszę się że przychodzi tam pewien człowiek i ze mną rozmawia. Rozmawia o tym, czego nigdy nie usłyszę. Ale jestem tam dla niego i niech siądzie w moim cieniu i odpocznie od życia , jeśli będzie trzeba.
I tak jak ta Justyna, silna dla jednych, będąca dla jednych schronieniem, dla innych będę tylko drzewem, takim do wycięcia po czym miejsce po mnie zastąpione będzie czymś innym.
Kłaniam się wszystkim jednakowo nisko, opuszczając nisko ramiona z gałęzi i strzepując łzy z liści. Sama się wzruszam czasem gdy piszę...
Taki urok kobiety drzewa i imieniu Justyna

6 komentarzy: