poniedziałek, 1 czerwca 2015

Od wzdęcia ...mam depresję


Co to się dzieje na tym świecie , że teraz na każdy dołek i przygnębienie od razu pada diagnoza depresja. Jak nie jesienna to wiosenna a jak nie to zimowa. Latem też można dostać depresjo z byle powodu, bo na przykład Zocha z czwartego kupiła domek w górach, jest laska, a ja? Nie dość, że dług na długu, to w dodatku mam wzdęcia permanentne. No i jak tu żyć?
Pamiętam jak w moim związku już od dłuższego czasu nie korzystałam tak, jak żona korzystać powinna z przywileju sypiania z mężem. Poszłam do doktora i mówię, że libido mi spadło o 99% , że zmuszam się i jest to dla mnie już obowiązek, a nie przyjemność. Lekarz spojrzał na mnie i powiada - depresja. Proszę Diazepam i przyjść do kontroli za trzy miesiące.
Panie! No... ja viagrę potrzebuję, jakieś placebo może być, ale żebym ja jeszcze coś z tego miała. A on mi leki na to, żebym ja sflaczała już zupełnie!
Powodów to ja mogę mieć tysiąc i jeden do popadania w stany depresyjne, ale kobieta zwykła się nie daje.
Czasem bywa, że są te dobre dni. Lepsze od innych. Nie wiem z jakiego powodu, wstaję jak ptaszek i ćwierkam dzień lub dwa, a potem znów jest kiszka. Ale taką kiszkę można znieść. To są epoki w życiu człowieka i dzisiejszy dzień kończymy by zacząć nowy i lepszy może. To, że dziś dostałam kopa w jaja nie znaczy, że mam się położyć i kwiczeć. Poza tym każda kobieta wie, że z wiekiem płaczemy coraz ciszej i coraz mniej łez wylewamy. Taki urok bycia kobietą , która w „zimna sukę” nie chce się zmienić (przepraszam suczki za negatywizm w tym określeniu).
Dostałam parę razy po dupie za szczerość, za odwagę, byłam na dywaniku u nie jednego dyrektora, ale tak jak mówię, nic nie jest powodem do pogrążania się w dole. Dziś w pracy też ktoś bardzo sprawił mi przykrość . Oczy mi się spociły. Dorwałam jakąś ulotkę...patrzyłam w sufit i wachlowałam te oczy. Chciałam żeby te wezbrane łzy jakoś wpłynęły z powrotem. Przydadzą się na inne, poważniejsze okazje, pomyślałam. To nie czas na płacz. Do miesiączki jeszcze dziesieć dni. To tylko chwila i przejdzie...
Dzieciak dostał kolejna pałę w szkole. Znak, że jestem złą matką bo nie umiem zmobilizować dziecka do pracy nad sobą. Moja klęska, ale nie dramatyzuje i nie będę ćpać tabletek na depresję bo dziecko rok szkolny będzie powtarzać. Trudno. Jeśli tak się stanie, to przecież nie koniec świata. Moja starsza koleżanka latek mówi mi zawsze: „bo ty wszystko bagatelizujesz”. No nie bagatelizuję, ale nie dramatyzuję. Jakoś popadam w skrajność... ale myślę, że tę wypośrodkowaną bardziej. Tę pozytywną. Czasem tylko jestem zła na siebie za moja ufność . Mam ochotę nakopać sobie do … Bo wiem, że potem będzie mi ciężko się otrząsnąć z kolejnego upadku. Tego, że ktoś niechcący przydepnął mi serce. Ale nic to. Wstanę, otrzepię je i będę udawać że nic się nie stało. To tak jak dziecko upada na kolana , krew się leje, dziecko kuśtyka i mówi że nie nie boli, nic się nie stało. Ja mam ten syndrom od zawsze i do siwej starości chyba mi zostanie.
Tydzień temu jako, że chciałam pokazać że dbam o zdrowie i jestem odpowiedzialna, poszłam ponownie do lekarza, tym razem bez libido, ale i bez wyrzutów sumienia, że to coś poszło sobie w las i słuch po nim zaginął. Już od progu zapowiedziałam że jestem psychicznie zdrowa jak ryba, fizycznie jak koń i generalnie czuję się jak dzika świnia na wybiegu i że nic mi nie dolega. Chciałam tylko skierowanie na badania ginekologiczne, bo nie pamiętałam kiedy byłam, a kontrolować się przecież trzeba.
Pan doktor pogrzebał w komputerze i rzecze: „..była pani ostatnio dwa i pół roku temu. Proszę przyjść za pół roku, bo do specjalisty nie trzeba chodzić jak nic się nie dzieje”.
Już zaczęłam kalkulować czy coś mam sobie zapodać na jakiegoś swędziora za pół roku, bo pójdę, a okaże się, że tylko czas im zabieram. Nie dość że kilka miesięcy się czeka na wyznaczenie terminu to jeszcze z niczym przychodzę.
Tak więc podsumowując domowym sposobem : zdrowie w dychę, samopoczucie regularnie... raz w dole raz w górze - czyli norma jest, sprawdzam piersi – są dwie tak jak były, wzrok badam czytając drobny druczek na przyprawach i szamponach – marszczę się przy tym bardzo, ale póki widzę co tam napisali, jest to znak, że ślepa nie jestem. Wzdęcia jak były tak są, gotowe do orzeczenia weredyku – gazy urojone.
No jak tu nie popaść w depresję , jak?
I tym optymistycznym akcentem pożegnam się, odpalając turbo-dopalacz, bo dziś dzień dziecka i czas się zająć pociechami z energia zanim opadnę na sofę jak pęknięty balonik.
Pozdrawiam

Ja - Zwykła

4 komentarze:

  1. jestes boska !!! uwielbiam Cię juz po paru zdanaich !!!! Dziękiiii !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Liczę że nie zniechęcisz się po następnych kilku ;)

      Usuń
    2. czytając Twoją diagnozę to ja też jestem zdrowa choć gadżet 40 latka już zamówiłam ( okulary ) żeby nie było ,na chwale Cię dosyć na stronie to już tutaj nie będę

      Usuń