niedziela, 11 lutego 2018

Kobieta lubi pomacać...


Taka tam uwaga...
Kobieta w internecie kupuje zdecydowanie mniej niż mężczyzna i do sklepu udaje się w celu pomacania, pogłaskania, popukania, powąchania lub też  do sprawdzenia własnej orientacji w terenie...np w takim sklepie jak Ikea. 
U nas Ikea została przeniesiona po drugiej części autostrady i teraz z Leroy Merlin trzeba wyjechać w korku na tę właśnie autostradę i skręcać w prawo aż nam głowa nie odpadnie pod wpływem działania siły odśrodkowej...lub w przypadku szczęścia, do czasu dojechania do znienawidzonej Ikei. 
Parking większy niż na lotnisku. Kilka pięter.  Ja zaraz muszę zapisać w telefonie na jakim piętrze zaparkowałam by potem nie błądzić szukając auta...gdy spod pachy wypadają pachnące świeczki, lamki do wina i dywan dla dziecka. A pojechałam po szafkę do łazienki.  
No więc chciałam złożyć oficjalne zażalenie na moim własnym blogu, odnośnie planu działów.  Po godzinnej pielgrzymce doszłam z dziećmi do "sypialni" gdzie już wcześniej byliśmy dwa razy. Dejavu czy ki pieron? Po kolejnych czterdziestu minutach udało nam się wyjść z "pościeli " i trafić na "kuchnię". Nawet się ucieszyłam bo z kuchni  do łazienki nie może być daleko. Okazało się, że było chyba z trzy kilometry bo nie dało się tam dojść bez skrótów.  Już miałam zapalić papierosa wyżebranego od jakiegoś palacza, bo ja przecież nie palę...ba, nawet nie mam ognia, albo choć  jakąś świeczkę przez pocierananie dwóch drewnianych łyżek odpalić, żeby nas ochrona stamtąd do drzwi wyjściowych odprowadziła. Desperacja w moich oczach i ból głowy doprowadziły mnie do rozpaczy i oznajmiłam dzieciom, że zostaniemy do nocy, aż ktoś nas nie wyrzuci bo sami do wyjścia nie trafimy. 
Jednak głód wziął górę nad złamaniem nerwowym i dzieci odnalazły dwukilometrowy "skrót " do kas, za którymi ujrzeliśmy najbardziej wyczekiwane stoisko ...z hot-dogami. 
Uratowani przed śmiercią głodową rzuciliśmy się na koniec kolejki, która  w trybie expresowym (15 minut) pozwoliła nam zjeść najpyszniejsze danie w mieście.  Cienką parówkę w małym chlebku...jeśli tak to można nazwać.  
Zatem tak jak pisałam na początku...chcę złożyć zażalenie oficjalne w którym to oznajmiam, że  sklepy o takiej powierzchni i tak kiepskim planie działów (bo przecież nie zawiodła tu broń Boże moja orientacja w terenie), powinny dysponować kilkoma barami "po drodze " by "pielgrzym" się nie odwodnił i nie zestresował zanim dotrze do wyjścia specjalnie ukrytego na końcu tejże budowli. 


Pozdrawiam wszystkich grzeszników.
Niedziela to dobry dzień na pokutę w Ikea.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz