sobota, 26 maja 2018

Minimalizm selektywny


No więc chodzi o to, że człowiek często wybiera w życiu, czego chciałby więcej a czego mniej.
Nie chodzi o to że sąsiad ma to ja też chcę, choć gdyby mi podarował swoje auto, to wcale bym się nie obraziła. Otóż żyjemy w świecie w którym dążenie do lepszego jest czymś zupełnie normalnym. Nie twierdzę, że szczęście zagwarantuje nam nowa praca, większy dom, czy miesiąc na Bahamach.
Zrobiłam ostatnio dzieciom ruskie pierogi i były przez chwilę najszczęśliwsze na świecie, choć ja byłam nieszczęśliwa, że muszę posprzątać ten bajzel po ich robieniu. Przydałaby się jakaś pomoc, ale wszyscy znikają zaraz po zjedzeniu. Zostają tylko talerze i całe szczęście, bo nie stać mnie na nowe. No więc wracam do myśli przewodniej... Jestem minimalistką, ale nie konformistką. Chciałabym mieć mniej w pasie i biuście, więcej w lodówce i na koncie, więcej włosów na głowie i mniej na nogach, większą łazienkę i kuchnię i mniejsze łóżko w sypialni. Po chuj mi 150 x 200, jak zawsze śpię z mojej strony a prać i prasować trzeba z całego łoża. No więc zdałam sobie sprawę, że jestem coraz wygodniejsza na stare lata, zużywam mniej par butów bo mniej chodzę, telewizor wisi na ścianie jako czarny ozdobnik, którego nie oglądamy, Home Cinema kumuluje kurz a długowłose modne dywany wypierdzieliłam, bo nie mam ani sił, ani ochoty w nich dłubać wyjmując kudły psa i powbijane obcięte paznokcie od palców u stóp moich pociech. Zatem w tej kwestii stałam się praktyczną i mniej estetyczną panią domu, w którym przecież mam mieszkać i odpoczywać po pracy a nie się w nim zaharowywać. Czasem widzę jak koleżanki jadą na wieś odpocząć od tego naszego zwariowanego życia. Wynajmują domek na wygwizdowie, gdzie ludzie chodzą pieszo do sklepu, jeśli takowy we wsi mają, a pod kościół mogą podjechać traktorem i nikogo to nie zbulwersuje. Jak już tam są to odpoczywają na maksa. Znaczy odpalają tablety, telefony, wyłapują WiFi i zaczyna się upragniony relaks. Jak nie ma zasięgu to szlak trafia cały plan i trzeba patrzeć oczyma na świat a nie przez wizjerek w iPhone, czy też innym aparatem najnowszej technologii.
Ja osobiście odpoczywam w moich czterech ścianach, albo wyskakuję gdzieś w plener moim starym rzęchem. Bezludzie mnie cieszy. Nie mam presji na depilowanie nóg, począwszy od stóp a na pachach skończywszy, bo ktoś tam mi może włoski na dupie zobaczyć. Dla moich dzieci i tak jestem super mami, a dla psa to nawet mogę się i dwa dni nie myć i nawet nosem nie pokręci. Czyli kochamy się takimi jak jesteśmy. Ale owszem pomijając ten minimalizm, muszę przyznać że nie należę do konformistek. Zawsze lubię lepiej, smaczniej, cieplej, zimniej, dokładniej, czyściej a naet bielej. Tak, bielej. Zauważyłam, że producenci proszków do prania i wybielaczy wciąż wymyślają coraz to lepsze formuły, które to sprawią że nasze białe bluzki będą jeszcze bielsze niż nowe a o żółtych pachach nie ma mowy. To nasze wady wzrokowe i jakieś inne ułomności, a nie nieskuteczność najnowszych produktów. Lepsze pasty do zębów a ja wciąż mam szare..., krem przeciwzmarszczkowy a ja wciąż bruzdy na gębie, które rozprzestrzeniają się w kierunku dekoltu. Na cycki już nawet nie patrzę... zresztą nie tylko ja. Inni też stracili zainteresowanie.
Zatem moi kochani odbiorcy. Podsumowując, w tym wieku wymagam od siebie minimum. Daję tyle ile mogę, a jeśli nie mogę to trudno. Szczyt a szczytowanie to dwa odległe cele. Wolę przeżywać małe i częste uniesienia, niż mieć wciąż pod górę na której szczęścia ”ni chuja”, ni penisa, ni innych przereklamowanych cudów tego świata.
I tym optymistycznym, realistycznym akcentem zakończę ten refleksyjny, kobiecy wpis.
Pozdrawiam
KZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz