sobota, 17 listopada 2018

Parchate życie







Nie wszystkie zdążyłyśmy schudnąć  do zeszłego lata i nie wszystkie się tym przejęłyśmy. 
Dziś pierwszy raz w zimową kurtkę się wbiłam by zejść z psem na spacer poranną porą. 
Spacer był trudny. Brak oddechu mnie wykończył. Cycki spłaszczone wypełzały pod szyją, uczucie duszności i brak materiału na plecach by ręce mogły swobodnie sobie latać ze smyczą. Byłam twarda i udawałam, że nic mnie nie uciska aż do momentu gdy musiałam zebrać "prezent" po psie. Nie dało rady ... musiałam popuścić suwak, który sam się rozkraczał od dołu wraz ze mną.
Takie czasy, że na stare lata się kurczymy ale nie w szerz.
Po spacerze postanowiłam wrócić od natychmiast na siłownię, ale ponieważ jest sobota, zdecydowałam że jednak wrócę do łóżka. Im dzień krótszy, tym mniej czasu na jedzenie...w związku z tym pospałam do 9, jak prawdziwa królewna, z tą różnicą że ze snu wyrwało mnie chrapanie... moje własne w dodatku. 
Dzień jak każdy. Złapałam gumę w tylnym kole więc podjechałam do warsztatu, gdzie powiedziano mi iż  trzeba wymienić dwa koła żeby się zużycie bieżnika zgadzało. No i klakson padł więc kolejny wydatek. 
W domu oznajmiam dzieciom, że nie wyrabiam z opłatami. Czas zarabiać na dupie, póki jeszcze jest na swoim miejscu i nie na wysokości zgięć od kolan.
Starszy syn stwierdził z typowym dla rodziny humorem, że trzeba mi zatem wymyślić jakiś dobry nick, młodsza natomiast stwierdziła:
-mama, jeszcze coś złapiesz.
-co na przykład, katar? Przecież wiesz że trzeba używać prezerwatyw...
-albo jakąś grypę. Nie dość, że ostatnio przechodziliśmy parcha to jeszcze teraz coś przyniesiesz!
Fakt, chciałam dobrze. Przygarnęłam kociaka z ulicy i był chory. 
Złego diabli ponoć nie biorą, więc jako dorosła i odpowiedzialna osoba zaadoptowałam zwierza, który po tygodniu okazał się być chory na grzybicę, którą to z chęcią złapaliśmy łącznie z psem, któremu pod nosem wyrosła fifa wielkości przepiórczego jaja. Właściwie, to a jajach nie powinnam wspominać bo zaraz mam przed oczami zabiegi masażu owych "jaj", jaki musiałam kochanemu czworonogowi fundować dwa tygodnie po kastracji. "Nigdy więcej zwierząt" mówiłam wówczas. Nigdy więcej... i mam. Wszyscy staliśmy się posiadaczami plam i krost typu ospa, świędziora i kolejnych  wydatków i zabiegów pielęgnacyjno - higienicznych. 
Na dzień dzisiejszy podsumowując koszt ostatniego miesiąca wydatków nieprzewidzianych wynosi 798  euro + podatki które trzeba zapłacić do końca tego roku. Dzięki kalkulatorowi odchodzi mi apetyt na jedzenie i na wszystko inne. Pocieszenie w tym że może jednak schudnę z trosk tej zimy i kurtka będzie jak znalazł. 
Pozdrawiam puchato
KZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz