Brak soli i wszystko się pitoli
19:10 przypomniało mi się, że dziś wielki czwartek, a co za nim idzie to wieki piątek a po nim sobota i . Czyli święta! No niby zaczęłam otrzymywać jakies zajączki, kaczuszki, kurczaczki i inny śpiewający drób drogą virtualną, ale miałam nadzieję, że z powodu stanu wyjątkowego, święta tego roku zostaną odwołane. Niestety...tak się nie stało. A ja soli kurdę nie mam! Pożyczyłabym od sąsiadki, ale czasy takie, że nikt nikogo do domu nie wpuszcza a i pod drzwiami ciężko sól przesypać. Przez wizjer (judasz) tym bardziej...solą po oczach nie wypada. Biorę zatem torbę pod pachę, wrzucam adidasy na gołe stopy podziwiając przy tym pedicure, które mi zrobiła moja córeczka, nawet włosy z palców u stóp mi wydarła... Tyle lat żyję i nie wiem czemu służą te włosy, ani to ładne, ani grzeje...No nic, pomyślę o tym w wolnym czasie bo teraz nie mam go na takie błahostki. W 10 minut docieram sprintem do Auchan, z sercem ramieniu, żeby mnie policja nie zatrzymała i nie wlepiła mandatu za szybkie chodzenie, albo za tą sól której jeszcze nie kupiłam. Kolejka w chuj długa, z pińćset metrów chyba. Jeszcze jakiś debil akurat teraz dzwoni do mnie na komórkę która spoczywa w kieszeni. Nie odbieram, bo wszyscy będą podsłuchiwać. Miałam zapytać za czym ta kolejka, tak z przekory, figlarnie, dla rozładowania napięcia, ale zamaskowani klienci mnie zniechęcili do pytań. Maski, czapki, okulary, szaliki ...Wszystko co może zakryć twarz. Zastanawiam się czy nie mam w torbie jakiejś pończochy żeby sobie na głowę założyć i nie wyróżniać się od reszty "bandziorów". Stoję czterdzieści minut. Za dwie minuty zamykają, a przede mną jeszcze sześć osób. Za mną jakieś sześćdziesiąt. Po chwili pan ochroniarz zakłada łańcuch i oznajmia, że zamknięte. Nosz...kurrr... To ja tu w stresie, aż mnie głowa rozbolała, mięso w piekarniku którego nikt nie pilnuje, skarpet nie mam na stopach, a on mi tu odebrał prawo do soli! Wracam do domu slalomem, przemykając od drzewa do drzewa, od krzaka do krzaka, żeby się nie narażać na przejeżdżający przypadkiem patrol. Jeszcze deszcz zaczął padać. Czuję się jak szpieg z Krainy Deszczowców, jak tajemniczy Don Pedro...Docieram szczęśliwie do domu.
- e, mama kupiłaś?
-tak, niewidzialną... Nie widzisz, że torba pusta?
- a to dobrze, bo dzwoniłem, żeby Ci powiedzieć, że przełożyłem sól na najwyższą półkę, ale nie odbierałaś...
No chuj by to strzelił.
Wyprawa na darmo. Stres na darmo.
Idę do barku i wyjmuje szampana sprzed czterech lat. Jedyne co mi zostało na poprawienie nastroju. Mam nadzieję, że nie jakiś przeterminowany, bo mam tylko dwie rolki papieru na święta.
Pozdrawiam baranki i inne puchate.
Ja, kura domowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz