- nie wiem, jak narazie nie jest to działalność pierwszej potrzeby. Trzeba czekać.
- bo mnie ten drut od aparatu rani i nie wiem czy wytrzymam.
Zaglądam dziecku w otwór gębowy, policzek od środka podziurawiony jak sito.
Dzwonię do centrum i pytam grzecznie czy mogą nas przyjąć, bo jak tak dalej pójdzie to infekcja może się wdać i będzie problem.
Pani asystentka sugeruje żeby drut obciąć cążkami do manicure, albo obcinaczem do paznokci, ponieważ do czasu zdjęcia kwarantanny, zakład nie przyjmuje...
Zakasam rękawy i lecę z narzędziem do dzieciaka.
- otwieraj...będziemy ciąć.
Ni chujá. Cisnę, gniotę, ciągnę...nie da rady. Ja nie wiem jakie pani asystentka ma cążki do skórek, skoro twierdzi że to się da uciąć. Lecę po obcinacz. Ten najwiekszy. Oli już z wyrzeszczem oczu na mnie patrzy. Znów to samo. Drut sztywny jak drut. Obcinacz dostał skrzywienia "zgryzu" przy operacji, ale uciąć nie da rady. Wpadam na pomysł użycia obcęgów! One tam mają takie cosik do ucinania gwoździków i kabelków.
Wpadam z zardzewiałym sprzętem do dalszych tortur w dłoni.
- matko moja! Przecież to mi się do ust nie zmieści!
- dawaj, spróbujemy.
- nie, nie...Już mi nie przeszkadza ...o zobacz...
Przejeżdża językiem wewnątrz ust.
-no, mama, już mi nie zawadza. Coś tam chyba wygiełaś i już mnie nie kłuje...naprawdę.
- no dobra, ale jak zacznie kłuć to mów, jak nie obcegami to mamy jeszcze obcinacz do pazurów psa, a wiesz że on jak sekator...ciach i nie ma problemu.
- dobrze mamuniu...Już dobrze...no, idź połóż na miejsce i wypij meliskę. No, już wszystko dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz