niedziela, 20 marca 2022

13-ego, dzień jak co dzień


 Wtorek trzynastego...

Wstaję zmęczona kotami. Zaparzam kawę zimną wodą i idę się obudzić pod prysznicem. Wychodzę z psem na spacer i nie mogę wejść do domu, bo nie wzięłam kluczy. Po dziesięciu minutach dobijania się do drzwi moja księżniczka otwiera wkurzona bardziej niż ja...A ja już spóźniona dojadę do pracy. Po drodze mija mnie jakiś kutafon na hulajnodze. No jak można jechać sześćdziesiąt na godzinę na takim sprzęcie. Ja wiem, że radar nawet jak go pyknie, to i tak go nie zlokalizują, ale chociaż jakiś kask by sobie ubrał zamiast płachty "batmana".
Na ostatnim rondzie samochód mi szwankuje. Dojeżdżam prawie do pracy i obok mam warsztat samochodowy. Zgłaszam awarię i zostawiam im kluczyki. W południe wychodzę na obiad i auta nie ma...Nie ma go także w warsztacie. "Grucha" go zabrała do depozytu, bo stał tam gdzie nie wolno. Odebranie kosztowało mnie 350 euro i dwie godziny życia. Wieczorem w domu okazuje się że porwało mi nową poszwę ze sznurka. Jak można nie znaleźć pościeli dwa matry na dwa w odległości do dwustu metrów od domu. Nosz kur...do Maroka może odleciała. Amba wzięła. Zmęczona całym dniem postanawiam zjeść surówkę i iść spać. Wpierdzielam trzy puszki tuńczyka, kukurydzę, tofu, pomidor, cebula, jajo i zasypuję to sałatą z woreczka. Po zamieszaniu musiałam wszystko wypierdzielić do kosza...bo sałata waliła zgnilizną tak intensywnie, że aż syn idąc do kibla zatrzymał się w progu pytając "co tak wali".
Zrezygnowana na maxa idę spać głodna. Nawet zębów nie umyłam z obawy żeby mi się jakiś podczas szorowania nie złamał. Wtorek trzynastego, dzień jak codzień... myślałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz