niedziela, 20 marca 2022

Lubię być ojcem


 Wczoraj był tutaj "dzień ojca". Wpadam jak zawsze zmordowana z pracy (nie wiem kiedy wpadnę do domu wypoczęta) otwieram lodówkę i patrzę na puste półki. Dwa przeterminiwane joturty, kilka suchych plastrów wędlin i lekko powykręcany ser. Nie ma źle, pies chociaż skorzysta. W szufladzie o piętro niżej leżą dwie główki sałaty. Jak nowe! Trzy tygodnie a one zgnić nie chcą. Nic to, trzeba będzie zrobić surówkę z tuńczykiem i co tam jeszcze wygrzebię. Z pokoju obok wychodzi syn z dwoma kartonami pizzy.

-masz mama, z okazji dnia ojca...żebyś obiadu nie musiała gotować.
Podnoszę wieko a tam pół pizzy z mięsem mielonym (fuj). W drugim kartonie też coś w rodzaju serowych wymiocin z kurczakiem.
- oh! Dziękuję kochanie, że mi trochę zostawiliście. Oliwia już jadła?
- a to ona jest w domu?
Boże. Siedemdziesiąt metrów kwadratowych a on nie wie czy młodsza jest w domu. Ale jak do kibla wejdzie to zaraz "oberbuking" i go molestuje.
Pozbywam się pizzy z uczuciem ulgi, że dla mnie nie wystarczy. Wracam do lodówki, do "świeżutkiej" sałaty. Jak ja nie lubię tych liści...
Zastanawiam się co ona ma w sobie, że się nie zepsuła. A może to nie sałata? Może to lodówka zatrzymuje czas? Może by tam wejść i wyjść za trzy tygodnie, równie świeża i chrupiąca jak te wszystkie warzywka i inne takie?
Albo nie będę ryzykować. Ser i wędlina są dowodem, że jednak nie ma wehikułu czasu, bynajmniej nie w mojej kuchni.

Dobrego dnia
KZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz