niedziela, 20 marca 2022

Magi Magi


Magi, Magi, Magi...
Nie, nie kobieta, tylko przyprawa do zup w płynie. Nie zup w płynie, tylko przyprawa w płynie...no zup w płynie też. Zatem już przystępuję do opowieści. Otóż nad kuchenką w szafce, mam moje tajemnicze mikstury i ulepszacze do potraw. I tam stała ona..ta Magi...i tak bardzo chciała do ludzi, że pierdzielnęła na kuchenkę iiiiii...nic się jej nie stało, tej Magi, bo kuchenka roztrzaskana na kilkanascie kawałków.
Natychmiast dałam znać wszystkim kolegom, specjalistom od spraw remontowych i technicznych, że potrzebuję zastępczej...gdyby ktoś, coś...
Cisza przez dwa tygodnie. Piekarnik puszczał już parę ze zmęczenia pieczeniem i duszeniem. Trudno się mówi (pomyślałam) i wygrzebałam w necie, że trzydzieści kilometrów ode mnie jest Outlet sprzętów domowych. Wybór średnio kiepski, ale ceny ok. Dojechałam zaraz po pracy. Kupiłam, przywiozłam i miałam montować...a tu dzwoni kumpel, że ma Siemens w świetnym stanie, używana, ale działa i jest jak nówka.
- dobra, podaj adres to podjadę - mówię
- ulica Ascao...zaraz koło kościoła
-ok
Wbijam w Google Maps i za 20 minut jestem na miejscu.
- jestem, schodź bo czekam
-już idę
Mija siedem minut.
- gdzie jesteś?
- no koło kościoła
- tego dużego? Obok jest sklep?
-jest i smażalnia kasztanów na rogu
- kurde nie widzę cię
- ja ciebie też nie - zaczynam się obawiać że żyjemy w dwóch równoległych światach...stąd ta rozbieżność .
- na ulicy Abcao jesteś?
- na jakiej Abcao? Mówiłeś Ascao.
- nieeee..mówiłem Abcao. To drugi koniec miasta.
Opierdzieliłam chłopa, że zęby by sobie wstawił, bo sepleni i ludzi w błąd wprowadza. Po nastepnych dwudziestu minutach dojeżdżam do tego samego świata i pakuję nabytek do auta. Ruszam szczęśliwa do domu, obmyślając plan oddania nowo zakupionej vitroceramiki.
Wpadam do domu, zabieram nową, zostawiam starą i znów jadę na "Pogwizdów". Zrobione już ze sto kilometrów, ale co tam...raz się żyje po robocie. Pan sprzedawca uprzejmie mnie informuje, że nie przyjmują zwrotów...jedynie mogę sobie na coś innego wymienić. Nosz..kur... chyba sobie lodówkę wezmę, albo pralkę i wstawię do pokoju dla ozdoby. Wypłakałam jak umiałam i wieczorem pan dyrektor do mnie zadzwonił, że w drodze wyjatku...zrobią mi przelew.
Cała szczęśliwa biorę się za montaż starej nowej płyty. Niespodzianka była w środku, bo karton był od Siemens a zawartość De Dietrich. Nic to, brzmi z niemiecka, a ich sprzęty są okej. Problem pojawia się zaraz potem, bo z pięciu kabli zbywają mi dwa i nie wiem jak je podpiąć do tej samej wtyczki co piekarnik. Od czego jest Youtube? Po czterdziestu minutach filmów i lekcji z elektryki spędzam nastepne tyle nad rozkręcaniem i przeplataniem kabelków.
Jest! Nie urwało mi ręki podczas wkładania wtyczki do gniazda (bo gniazdkiem tego nazwać nie można).
Odpalam kuchenkę...i zaczyna huczeć wentylatorek...Oooo, działa!
Oooo! Mamy kuchenkę! Precz z piekarnikiem na dwa tygodnie.
Działać działa, ale tylko duży "palnik", pozostałe zimne jak ja podczas wkurwu.
Dziś po dziesięciu dniach użytku niestety nastąpił koniec jej żywota.
Trzeba będzie wrócić do Outletu, może zniżkę wyproszę...w końcu nie każdy robi ponad dwieście kilometrów po jedną płytę kuchenną marki byle jakiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz