Pomyślałam dzisiaj o wiciu gniazdka, takiego dla mnie i dla niego. Zdecydowanie nie wyobrażam sobie mieszkania razem i ćwierkania sobie do uszu. Jakoś tak chyba z wygody, swobody i zachowania jakiejś takiej "niezależności" lubię być u siebie. Człowiek nie musi się gnieść na sofie z drugim ciałem. Kończyny spoczywają sobie wygodnie, a nie dyndają poza kanapą czy też omdlewają ze zdrętwienia. Można sobie pruknąć, ziewnać bez obawy że plomby w zębach widoczne.... I zdąży się człowiek stęsknić za "ptakiem" gdy go nie ma i zdąży się nim nacieszyć i nie znudzić gdy on jest. Tak na marginesie siostra podesłała mi tekst " z winy kobiet, które udają orgazmy, teraz po świecie chodzą mężczyźni myślący, że są ogierami...". Zostawiam tę myśl rzuconą na wiatr. Hehe.
Im bliżej końca roku, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że jednak czerwone gacie na Sylwestra zupełnie nie poskutkowały w szczęście tego 2020, a włożone za gumkę 5 euro, fortuny też nie przyniosło...same długi.
Tego "sylwka" spędzę zatem bez majtek i bez kasy. Goła i wesoła..niech się dzieje wola boska. Gorzej być może, ale mam nadzieję że nie będzie.
Dobrego wieczoru
KZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz