Znów stoję pod przysznicem i uskuteczniam depilację...to właśnie przypomniało mi o mojej ostatniej randce.
Umówiłam się z "chopem" po pracy. Wpadłam do domu, na szybko prysznic i kurna...zgrozo! Ja tam mam barana! Pół roku bez strzyżenia, bez depilacji... No to jadę z tym koksem. Zajechałam cztery maszynki jednorazowe, spociłam się pod tym prysznicem jak dzik i tak też to moje łonono wyglądało...jak wyleniały miejscami dzik. Oczywiście już wpadłam w nerwy, bo poślizg czasowy nie był brany pod uwagę. W tym samym czasie młoda dobijała się do łazienki na "posiedzenie" w trybie pilnym. Kurna, wychodzę niedogolona, zabieram ze sobą maszynkę do strzyżenia młodego i targam do mojej sypialni lustro z przedpokoju, żeby tę owcę obejrzeć podczas operacji-transformacji. Tak to jest jak ma się brzuch i trzeba wszystko po omacku tam manipulować.
Maszynka wryła się w stojącą szczecinę, zrobiła bzzzz, bzz, bz...i padła jej bateria a na kablu nie pojedzie. Czekając aż się łazienka zwolni, aby do niej zwrócić i tam dokończyć tej makabry, wysłałam "chopowi" wiadomość, że się spóźnię. Jak już było po wszystkim...po randce także, chciałam wizytanta odwieźć na stację, ale mój gruchot nie chciał odpalić, dopiero za czwartym razem ruszył z kopyta. Chop stwierdził, że randka super, dziewczyna super ..ale auto do bani. Bardzo mnie to zmotywowało do zakupienia nowego pojazdu dwuśladowego i do porzucenia depilacji na następne pół roku i "chopa" także.
Wiwat, kiciusie, bobry, owieczki i inne futrzaki.
Pozdrawiam szaroburo
31
33
Lubię to!
Komentarz
Udostępnij
Najtrafniejsze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz